Mamy czwartek, w Polsce Boże Ciało. Podczas wyjazdów natrafiliśmy kilka razy na blokady związane z procesjami. Tu tego nie ma. Rano zbieramy się i po wjechaniu na autostradę „A1” kierujemy się do ponad 150 tyś. Kłajpedy. Jedno z największych portowych miast nad Bałtykiem. Tu też wszędzie strefy płatnego parkowania, ale udaje się nam znaleźć miejsce na 8 maszyn na ulicy Jùros. Stąd mamy blisko do portu z promem odpływającym co pół godziny na mierzeję Kurońską. Można tam popłynąć, niestety bez maszyn (przeprawa jedynie z rowerami).
Podczas szybkiego rejsu widać z prawej strony okrągły budynek delfinarium. Trzeba do niego dojść pieszo lub dla leniwych można dojechać kolejką z wagonikami (z „traktora”). Godziny wejścia uzależnione od miesiąca trzeba prędzej sprawdzić. Po wejściu do środka można oglądać te ssaki „od dołu” basenu. Spektakl trwa ok. 20 min ale wart jest swej ceny. Przed wyjazdem idziemy coś zjeść. Miejsca nie polecam i nie będę komentował ale gastronomicznych lokali jest wystarczająco dużo by znaleźć coś ciekawego.
Ciekawym obiektem architektury tego miasta są dwa ustawione obok siebie wieżowce. Jeden z nich posiada uwypuklony jeden bok, drugi wklęsły. W zależności od miejsca z jakiego oglądamy budynki raz tworzą jednolitą całość raz się rozchodzą jakby pękły na pół. Zwiedzając przycumowany statek – restaurację Meridianas spotykamy inną grupę motocyklistów z Polski. Krótka pogaduszka i lecimy dalej. Z Kłajpedy do Kowna jest 220 km ale jazda autostradą (bezpłatna) schodzi bardzo szybko. Po drodze wpadamy w oko cyklonu z gradem i deszczem. Przemoczeni, bo poco zakładać deszczaki, na wieczór jesteśmy w motelu.
Dzień trzeci to zmiana noclegu na Druskienniki. Ale zanim tak dojedziemy do zwiedzenia mamy zamek w Trokach i Wilno. Ruszamy rano ponownie autostradą „A1” na Wilno. Przed stolicą litewską skręcamy w prawo na drogę nr 107 i kierujemy się bezpośrednio do miejscowości Troki. Tuż przed rozejściem się drogi na dwie jezdnie jednokierunkowe stawiamy maszyny na parkingu po prawej. Oznaczenie pokazuje, że jest płatny ale nie ma biletera ani automatu. Stawiamy nasze rumaki i idziemy pod zamek. I tu zonk. Zamek otwierają dopiero od 9:00, a my nie wzięliśmy kluczy. Oglądamy dookoła posiadłość księcia Klejstuta Gedyminowicz i jego syna Witolda. Mieli chłopaki fantazję. Na powrocie spotykamy kolejną ekipę motocyklistów z Polski.
Po dojściu na parking naszym oczom ukazuje się postawny jegomość wołający o opłatę. 3 € za parking, to lekka przegina. Płacimy 10 € za wszystkie maszyny i facet się rozwija. Opowiada o życiu na Litwie, pracy, zarobkach i cenach. To przekonuje nas jeszcze bardziej do tego, żeby nie przyjmować euro. Jak w większości krajów, które przyjęły euro to samo spotkało Litwinów. Ceny zaokrąglili do góry a pensje tylko przewalutowali.
Streszczając, zarobki podobne do naszych, w sklepach trochę drożej ale jedzenie w lokalach podobne jak nie niższe. Za regionalne potrawy ok. 4 €, pozostałe 8 €, piwo od 2 €. Pogoda dopisuje więc lecimy dalej na Wilno. Stajemy na parkingu podobno najtańszej sieci Lidl, niedaleko Ostrej Bramy. Zwiedzamy starówkę aż do góry Giedymina z basztą z 1409 r. Wejście na basztę to kwota 5 €. Na samo wzgórze można wejść dość stromym podejściem lub wjechać kolejką (akurat była nieczynna). Trochę wysiłku rekompensują widoki na całą stolicę, która jest wielkim ośrodkiem religijnym. Ponad 40 kościołów rzymskokatolickich, ok. 20 cerkwi prawosławnych i 3 synagogi żydowskie. Trzeba by poświęcić cały dzień na stolicę Litwy lecz my nie mamy czasu bo przed nami wypoczynkowy kurort Litwy – Druskienniki.
Skwar coraz większy ale zostało nam już tylko 140 km. Przy wyjeździe w Wilna mały szlif przez jednego z uczestników wyjazdu. Zbyt mocne naciśnięcie hamulca przedniego na zjeździe i gleba. "To był moment" jak to mówią. Na szczęście poza małymi obtarciami, zdartym gmolem i kufrem nic się nie stało. Jedynie urwany podnóżek który zaraz został przełożony z tylnego. Lecimy dalej kierując się na drogę „A4”. Wieczorkiem przyjeżdżamy do miejsca gdzie wiele innych miast mogło by się uczyć jak zagospodarowywać teren i przyciągać turystów. Tu nie widać Litwy jaką widzieliśmy do tej pory. „Zachód pełną gębą”.