Matka natura tak to urządziła, że najbardziej narażone na chłód są dłonie, stopy, uszy oraz nos. Dwa ostatnie elementy możemy sobie darować, bo chyba nikt normalny nie będzie śmigał w jecie, gdy temperatura spadła poniżej zera. Wszyscy znamy to uczucie, gdy palce u rąk i u nóg zaczynają piec, a jakiś czas potem drętwieją. Z odsieczą przychodzą producenci klamotów motocyklowych. Sięgnęliśmy po ogrzewane elektrycznie ubrania firmy Klan.
Na własnej skórze wypróbowałem zestaw w składzie: kurtka w funkcji podpinki, kalesony, skarpety oraz rękawice. Są dwa sposoby podłączenia do nich grzania – do akumulatora motocykla lub do baterii (4 Ah). Ta druga nie podoła z zasilaniem wszystkich elementów. Jeden to maks. Dlatego wybrałem akumulator naszego długodystansowego Triumpha Tigera. Za oknem było ok. +5 °C i słoneczko, czyli suche drogi.
Rękawice i skarpetki razem
W jeden obwód połączyłem rękawice i skarpetki, do drugiego podpiąłem kurtkę, a do trzeciego kalesony (cztery elementy na jednym obwodzie to za dużo). Każdy przełącznik ma trzy pozycje (off-60%- full) oraz niebieską diodę (sygnalizuje stopień działania). Wszystko OK, tylko po jaką cholerę przewody są takie długie!
Na początek zapodałem 60% mocy. Połączenie rękawic i skarpet nie było najlepszym pomysłem. Porządne Daytony z goretexem spowodowały, że w stopy było mi za gorąco, natomiast dłonie ciut marzły. Na domiar złego skarpety są na łydkach zbyt wąskie, a przewody na podbiciu przeszkadzają w zmianie biegu, że o chodzeniu nie wspomnę.
Niemniej grzanie jest na poziomie. Tyle że przełączniki mogłyby być ciut precyzyjniejsze. W grubych rękawicach trudno wyczuć, w jakim są położeniu. Jest co prawda dioda zmieniająca intensywność świecenia, ale trudno na nią patrzeć w czasie jazdy.
Kurtka grzeje klatę. Trochę szkoda, że ominięto nerki. Trzeba się osobno szarpnąć na pas nerkowy. Plątanina kabli nie przeszkadza w czasie jazdy, tylko nie wolno zapominać o niej w czasie zsiadania.
To działa!
Po kilku godzinach chłód jakby mnie nie dotyczył. Ciuchy do najtańszych nie należą, ale warto zabulić za ciepło. O wrażeniach z dłuższego używania napiszemy w rubryce „Rentgen”, gdy będziemy wiedzieli więcej.