Jedni chcą brać udział w wyścigach, inni – po prostu zobaczyć kawałek świata. W Rajdzie Budapeszt- Bamako jedni i drudzy znaleźli coś dla siebie. W tej trwającej dwa tygodnie imprezie uczestnicy przejechali 8000 km. Można było wybrać albo klasę turystyczną, albo klasyczną klasyfikacj ę rajdową. W tej pierwszej nie było obowiązku przestrzegania limitów czasowych ani przebiegu trasy prowadzącej przez trzy kraje afrykańskie. Chodziło w niej o to, aby zaliczać poszczególne etapy lub po prostu dojechać do stolicy Mali – Bamako – aby wrócić do domu. W tym roku wszyscy uczestnicy na motocyklach wybrali klasę turystyczną.
![]() |
||
![]() |
▲W Rajdzie Budapeszt–Bamako awaria nie oznaczała groźby dyskwalifikacji. ◄ Serwisowy Hummer nieraz ratował z opresji. ► Pustynia obnażyła wszystkie braki w technice jazdy. |
![]() |
Punkty dodatnie można było również otrzymać w trakcie „poszukiwania skarbów”, kiedy to na objazdach należało zdobyć pewne ukryte informacje, np. ile dni podróży karawaną zajmuje dotarcie do Timbuktu, o czym informował drogowskaz w Zagoa, który należało znaleźć.
Wszystko rozpoczęło się 13 stycznia tego roku na pl. Bohaterów w Budapeszcie. Start był naprawdę uroczysty, było przemówienie ambasadora Mali oraz tłumy reporterów stacji radiowych i telewizyjnych. Najpierw były spokojne, dojazdowe etapy po Europie, które zakończyły się w Hiszpanii. Zamiast do Tangeru w Algierii, jak w poprzednim roku, prom tym razem wypłynął z hiszpańskiej Almerii, aby przycumować w algierskiej miejscowości Melilla. Po wielu godzinach biurokracji przy wjeździe i krótkim wypoczynku motocykliści przejechali krótszą trasą pasma Atlasu Środkowego i Wysokiego. Tutaj nie było jeszcze żadnych problemów nawigacyjnych. Koło południa postanowili zjechać z odcinka asfaltowego, by potrenować. Wtedy grupa motocykli podzieliła się na dwie mniejsze grupy, Istvan Horvath na KTMie 950 Adventure i Sandor Simon na Dynie Wide Glide tworzyli jedną grupę, pozostała szóstka – drugą. Ta grupa wkrótce mocno się zgrała. Gdy więc Gustav Katona miał awarię, wszyscy pozostali zostali przy nim do czasu, gdy ponownie uruchomił swoją beemkę, po wymianie przeciekającej chłodnicy oleju. Pomiędzy Tata i Le Roi Bedouin KTM György Bartóka zaczął tracić wodę z chłodnicy, a po dotarciu na plażę miał problemy z elektryką, które jednak po 30 minutach samoistnie zniknęły. Później były dwa dni sporej monotonii, ponieważ odcinek z Tata do Dekla nie przygotował żadnej miłej bądź niemiłej niepodzianki. Jedyną atrakcją była bliskość oceanu, który zapewniał ożywczą bryzę.
![]() |
||
![]() |
▲ Tu nie chodziło o żyłowanie wyniku. Było też trochę chwil oddechu. ◄ To nie rupieciarnia, lecz pojazdy, które nie dały rady. ► Tylko twarda plaża koło Nuakszott była prawdziwą przyjemnością. |
![]() |
Pierwszy naprawdę wymagający etap off-roadowy odbył się w pierwszym dniu pobytu w Mauretanii, kiedy to należało pokonać ok. 200 km piaszczysto- kamienistego odcinka pustyni, porośniętego z rzadka trawami. Tutaj nawigacja odgrywała dużą rolę, ponieważ tylko dzięki koordynatom GPS można by- ło orientować się w terenie. Harley i Ural z wózkiem bocznym od razu wymiękli. KTM 990 Adventure Istvana Horvatha przebił tutaj oponę w przednim kole, Katonie trochę zabrakło sił fizycznych. Na szczęście, serwisowy Hummer H1, samochód o największym potencjale do jazdy w terenie, pomógł im ukończyć ten etap.
Następnego dnia po wymianie opony KTM był znowu gotów do startu, jednak 200-kilometrowy wyścig po plaży do Nuakszott musiał trochę zaczekać, ponieważ odpływ nastąpił później niż tego oczekiwano. Zbyt wcześnie wystartowane samochody i motocykle utknęły wkrótce na dobre w jeszcze mokrym piasku. Zanim nadszedł prawdziwy odpływ, słona woda zdołała unieruchomić Yamahę XT 660. Hummer ponownie wkroczył do akcji i uratował ją oraz BMW R 1150 GS. Po opuszczeniu Nuakszott do tej pory zwarcie jadąca grupa sześcioosobowa podzieliła się na mniejsze grupy. Istvan Bokso pozostał ze swoim wciąż jeszcze niezdolnym do jazdy XT w obozie, KTM Supermoto wybrał swoją własną trasę, a 640 Adventure miał przez zwarcie ponownie problemy z elektryką. Dalej pojechała więc trójka: drugi mały Adventure, „990” i chociaż niedomagający, to jednak zdolny do dalszej jazdy BMW R 1150 GS. Kierunek – Mali. Innych motocyklistów ta trójka spotkała ponownie dopiero trzy dni później w miejscowości Kita, gdzie na wypalonym polu urządzono tego wieczoru obozowisko. W roadbooku widniało ono jako boisko do piłki nożnej. Viktor Mayer pokonał na swoim Supermoto dwa ciężkie, całodniowe etapy off-roadowe, podobny sukces zaliczyły trzy lżejsze maszyny. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, do czołówki doszlusowała tutaj naprawiona w międzyczasie Yamaha XT, która wybrała drogi asfaltowe.
Ostatni odcinek do Bamako wszyscy będący na chodzie motocykliści chcieli przejechać razem, jednak olbrzymie i tumany kurzu uniemożliwiły im wspólną jazdę. Rozdzielali się co chwilę i ostatecznie dojechali pojedynczo do Bamako. 28 stycznia, 16 dni od startu w Budapeszcie, wszyscy ci, którzy dojechali do mety, rozkoszowali się zimnym piwem, siedząc na leżakach koło basenu hotelu Kempinski.
Ci, którym spodobał się pomysł tego rajdu, niezbędne informacje znajdą na stronie www.budapestbamako.org