Rankiem pożegnaliśmy naszego nowego kolegę i ruszyliśmy do centrum Lipovej. Przewodnik poleca tu bezistan, czyli zabytkowy, kryty bazar turecki. Spodziewałem się co najmniej Złotego Bazaru ze Stambułu, ale budynek okazał się zdecydowanie skromniejszy. Przy wyjeździe z Lipovej stanęliśmy przy klasztorze franciszkanów i ogromnym kościele, ponoć jednym z największych w Rumunii.
Po kilkudziesięciu kilometrach dojechaliśmy do wsi Gurasada. Jest tu XIII-wieczna cerkiewka w transylwańskim stylu, naprawdę ładna, choć trochę dziwna: a to coś odpada, a to komin z pieca wychodzi przez okno, i to pod zadziwiającym kątem. Dalej było nieciekawie wyglądające miasto Deva, potem skręciliśmy w stronę Petroszeni. Wjechaliśmy w piękne góry Paring. Niestety, pogoda diametralnie się zmieniła. Nadeszły obrzydliwe sine chmury, potem samochody jadące z naprzeciwka jeden po drugim zaczęły urządzać nam prysznice. Wkrótce wymiękliśmy i stanęliśmy, aby powkładać kolejne warstwy przeciwdeszczówek. Mimo to potem byliśmy jak ofiary potopu. Szkoda, bo kilkadziesiąt kilometrów pięknym wąwozem kojarzy nam się wyłącznie z potokami wody walącymi zewsząd i wszędzie.
Typowa wołoska wieś na południowych stokach masywuPiatra Craiului.
|
Ucieczka z klasztoru
W Petroszeni przestało padać. W Bumbeszti skręciliśmy w lewo na Novaczi. Na mapie była to bardzo podrzędna droga, więc spodziewałem się w najlepszym razie utwardzonej szutrówki, a jechaliśmy nowiuteńkim asfaltem. Żeby nie było nam za dobrze, na każdym zakręcie (tzn. co kilkadziesiąt metrów) pracowici Rumuni rozsypali żwir, piasek i kamyki.
dobra rada nie zawada |
|
Słowacja. Noclegi w chatkach 8-10 euro, piwo 1-1,5 euro, baseny termalne 8-10 euro, benzyna 1,40-1,50 euro/l. Autostrady free. Węgry. Benzyna ok. 300 Ft (100 Ft = ok. 1,4 zł), autostrada nieco ponad 700 Ft za 4 dni, noclegi 2500-5000 Ft, najlepsze są chatki w kempingach. W piwniczkach litr wina 200-400 Ft. Wypaśna zupa rybna 1400 Ft – wystarczy za cały obiad. Rumunia – waluta lej. Przelicznik do złotego 1:1. Benzyna 4,50/l, noclegi po negocjacjach nie powinny przekraczać 40 lei, choć ceny wyjściowe są znacznie wyższe. W sezonie negocjacje są znacznie trudniejsze. Do opracowania trasy polecam net lub atlas samochodowy „Romania” wydawnictwa Autoatlas. Doskonale przedstawione drogi i bezdroża. GPS – używaliśmy Garmina Zumo z mapą City Navigator. W połączeniu z atlasem, przewodnikiem i czasami z rozmowami z tubylcami zestaw w pełni satysfakcjonujący. Dania, które szczególnie przypadły nam do gustu: ciorba de burta – coś á la flaczki, ale z bardzo gęstą śmietaną i z ostrymi paprykami do przegryzania, mamałyga przekładana owczym serem z boczkiem. Cenowo – raj, choć już nie taki jak rok czy dwa temu. Piwa znośne, jednak po całym dniu jazdy są dużą przyjemnością. Jeśli masz poważny problem z motocyklem, poszukaj warsztatu samochodowego – Rumuni są uczynni i chętni do pomocy. |
W Polovragi zajechaliśmy do prześlicznego klasztoru, w którym można zanocować. Negocjowaliśmy z zakonnicą, dość dobrze władającą francuskim: pokój – może być, łazienka na korytarzu, ale jesteśmy tylko my, więc nie szkodzi, palić nie wolno, no dobra. Ale gdy okazało się, że nie będzie piwa, czmychnęliśmy niecnie. W pobliżu klasztoru stał pensjonat, gdzie po rozmowie prowadzonej za pomocą sześciu rąk i dziesięciu palców u każdej z nich załatwiliśmy pokoje, zredukowaliśmy ich cenę do poziomu 40 zł od osoby, zapewniliśmy sobie nieograniczony dostęp do piwa całkiem dobrą kolację.
Rankiem następnego dnia znowu podjechaliśmy pod klasztor i sumiennie go pooglądaliśmy. Był bardzo ładny, miał dwie cerkiewki z prześlicznymi freskami. Kolejnym klasztorem, który odwiedziliśmy, był Hurezi – wpisany na listę UNESCO. Tu również malowidła ścienne wywarły na nas ogromne wrażenie, szczególnie sceny z Sądu Ostatecznego. Następny był klasztor Arnota. Prowadzi do niego taka droga, że gdyby pan Harley z panem Davidsonem zobaczyli, jak Rycho pędził nią na Elektrowni, popłakaliby się ze szczęścia. Wjechaliśmy na naprawdę wysoką górę, na której szczycie stał śliczny, mały, ale ładnie odnowiony klasztor. Obejrzeliśmy największy tamtejszy skarb – złotą skrzynię z relikwiami różnych świętych.
Sigiszoara, rynek – sklepik ze starociami i z wyrobamiregionalnymi. Taki antykwariat i cepelia w jednym.
|
Krew na ustach
Parę fotek i pojechaliśmy do Curtea de Arges. Tu chcieliśmy zobaczyć cerkiew Constantina Brancoveanu w stylu wołoskim. Była zamknięta, więc pooglądaliśmy ją od zewnątrz. Z Curtea droga powiodła nas na północ – w Góry Fogaraskie. Dojechaliśmy do Poienari – głównej siedziby hrabiego Drakuli. Było już dość późno, na zamek prowadzi 1500 schodów, więc krótki rachunek – nie ma szans zdążyć. W zamian podskoczyliśmy na pobliską tamę zobaczyć sztuczne jezioro Vidraru i wróciliśmy do Poienari. Zachwycił nas nie urodą, lecz nazwą: Pensionul „Dracula”, w którym zostaliśmy na noc. Na zapleczu znaleźliśmy kilka świeżo wystruganych kołków, niewątpliwie osinowych, które zabraliśmy do pokoju. Rano miałem nieco krwi na wardze, ale poza tym czułem się świetnie.
Po śniadaniu odpaliliśmy sprzęty, a tu kicha: laga Gutka stuka i trze. Doszliśmy do wniosku, że poszły uszczelniacze i olej wybrał wolność. Nic to, jakoś jedzie. Po 40 km trafiliśmy na warsztat motocyklowo-quadowy. Stajemy, pukamy, walimy. Cisza. Podchodzi jakiś lokales i ofiarowuje swoje usługi, a konkretnie, że zadzwoni do patrona. Zadzwonił i okazało się, że mistrz jest o 400 km – w Cluj. Przejechaliśmy bez bólu 40 km, to przejedziemy i 400 – zadecydowaliśmy.
|
|
Z Campulung pojechaliśmy południowymi stokami masywu Piatra Craiului krętą i dobrą drogą. Dzięki licznym zakrętom udało nam się ominąć wszystkie burze.
|
Bran, knajpka u stóp zamku Drakuli. W wampiry nikt nie wierzy, ale wianek czosnku przecież nie zaszkodzi.
|
Komentarze
Zobacz artykuł
~Motocykl Online, 2013-07-02 04:19:09
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?