Anglicy udowodnili, że nie są niewolnikami tradycji. Na trasie Tourist Trophy zorganizowali wyścig motocykli nieemitujących spalin. A przecież na wyspie Man od 1907 roku ryczą tylko silniki benzynowe. Na Gooseneck (gęsia szyja), podjazdowym winklu w prawo, pojawia się krwistoczerwona maszyna teamu Agni, dosiadana przez Roba Barbera, wielokrotnego uczestnika TT. Facet tnie jak wściekły. Towarzyszące temu dźwięki nie mają nic z gangu silnika motocykla. Przypominają raczej odgłosy dziecięcej kolejki elektrycznej, windy albo wózka widłowego. Barber wchodzi w zakręt, idzie na kolano, a następnie odkręca gaz, a raczej dostawę prądu. Widzowie nie bardzo wiedzą – śmiać się czy klaskać.
Oprócz motocykla teamu Agni wiraż Gooseneck i całą Mountain Course przejechało tego dnia jeszcze 10 innych e-motocykli. Barber dosyć wysoko ustawił poprzeczkę. Jadące po nim maszyny raz szybciej, raz wolniej śmigały po czarno-białych pasach odgraniczających jezdnię od pobocza. Brunel- -X-team z London University na ostatnich nogach dotarł do Gooseneck: rozładowany akumulator, brak napięcia, o dalszej jeździe nie ma mowy. Zmagazynowanych 16 kilowatogodzin odpowiada energii pochodzącej ze spalenia niecałych 2 l paliwa.
W amerykańskim teamie o swojsko brzmiącej nazwie Motoczysz już podczas pierwszego treningu padł jeden z trzech silników. Jasna sprawa – elektryczne motocykle nie są odporne na zwykłe awarie mechaniczne. Pojazd grupy eRockit z Berlina ledwie zjechał z pierwszej górki i dojechał do zakrętu Braddan Bridge, gdy zablokowane koło wystrzeliło jeźdźca w powietrze. eRockit nie wystartował w zawodach.
Trening kwalifikacyjny zawodów o nazwie TTXGP wyłonił grupę faworytów: amerykańskie teamy Mission Motors, wspomniany już Motoczysz i Brammo, który przepchnął przez eliminacje dwa perfekcyjne, ważące 168 kg bike’i, XXL-Racing z Kassel i oczywiście Agni. 80% załóg używało podczas TTXGP silników Agni na prąd zmienny o napięciu od 70 do 120 V.
Marko Werner z XXL-Racing: „Bez akumulatorów ani rusz – to jasne. Najgorsze jest to, że kładziesz na stół 20 000 euro, a i tak nikt ci niczego nie sprzeda. Po prostu cała światowa roczna produkcja została już sprzedana, a producenci zadzierają nosa i zgrywają ważniaków”. Marko i dwóch podobnych jemu świrów jakoś zdobyli około 2000 litowo-manganowych ogniw, używanych w wiertarkach akumulatorowych i kosiarkach do trawy. Po wielu dniach dłubaniny przy ogniwach i ponad 100 metrach przewodów wszystko było gotowe. Nagrodą był bardzo stabilny system, dzięki któremu zespół mógł się wylegiwać, podczas gdy konkurencja walczyła ze spadkiem napięcia, sterowaniem w litowo-polimerowych akumulatorach dużej pojemności itp. sprawami.
Ekspert od spraw bezpieczeństwa ze strony organizatora i badacz alternatywnych źródeł napędu z Newcastle University Niemiec Volker Pickert: „Zdaje się, że na razie najciekawsze rzeczy są w szufladach. Za jakieś pięć lat powinniśmy co nieco z tego zobaczyć na ulicach”. Tyle w temacie przyszłości. Tymczasem w TTXGP pierwsze skrzypce grał Anglik Cedric Lynch. Wynalazca i szef ds. rozwoju produkowanych w Indiach silników Agni to ekscentryk: chodzi na bosaka, nosi trzy wytarte swetry nałożone jeden na drugi. Nie przeszkodziło mu to skonstruować silnik elektryczny dużej mocy. Rob Barber powiedział przed zawodami: „Cedric jest geniuszem, nasze silniki pracują doskonale! Chcę tutaj wygrać!”. No i wygrał. Na kolejnych miejscach uplasowali się przeszczęśliwy XXL-Racing, Brammo i Mission. Motoczysza pokonała usterka techniczna.
Trzeba wspomnieć, że Barber, któremu zmierzono średnią prędkość okrążenia 140,71 km/h, pobił rekord z 1967 roku obowiązujący dla klasy 50 cm3. Gentlemen, charge your engines, please!