To była nietypowa prezentacja – zamiast standardowego bombardowania cyferkami po przyjeździe z lotniska usłyszałem: „Masz tu R-jedynkę na Sport Smartach. Na następną sesję dostaniesz ją na nowych kapciach. Dawaj!”. Co ważne, było ok. +24O C i nie padało. Ciśnienie w oponach obniżono do 2,1 bara z przodu i do 1,8 z tyłu.
R-jedynka na Sport Smartach 2
była poręczniejsza i wymagała mniej siły w czasie składania i przerzucania w złożeniach, ponadto na wyjściu z winkli mogłem szybciej otworzyć gaz. To była największa różnica. Dalej – informacje o tym, co się dzieje na styku z asfaltem, były na tyle czytelne, że mogłem przewidywać interwencje kontroli trakcji Yamahy.
Na następny ogień poszły dwie Hondy CBR 600 RR. Pozostawiono w nich zalecane przez producenta ciśnienie (2,5 bara z przodu i 2,9 bara z tyłu). Przyznaję bez bicia, że w przypadku z natury poręcznej cebry różnice były minimalne. Sport Smarty zadebiutowały już 3 lata temu, mimo to nadal są to bardzo dobre kapcie.
Kolejnym etapem był test na mokrym torze (specjalne dysze nieustannie polewały nawierzchnię wodą). W tym celu wykorzystaliśmy Suzuki GSR-y 750 z ABS-em, podobnie jak na suchym obute w starsze i nowsze kapcie. Ze względu na większe zaufanie (to dotyczy przede wszystkim przedniej gumy) oraz wyraźniejszy obraz tego, co dzieje się na styku z nawierzchnią, płynniej i szybciej jechało mi się na drugiej generacji Sport Smartów.
Na tych samych sprzętach
przejechaliśmy liczącą ok. 280 km trasę. Było sucho i ciepło, tylko w górach w lesie na zakrętach zdarzały się mokre plamy. Po drodze były i autostrady, i drogi z szerokimi, szybkimi zakrętami, ale też górskie serpentyny, na których 100-metrowa prosta była jedną z dłuższych. Asfalty były po części gładkie, ale momentami przypominały pryszczate oblicze nastolatka.
Mam wrażenie, że skrócił się czas osiągania przez opony temperatury roboczej. Poprawiono też tłumienie własne i poręczność. Najważniejsze jest zaufanie, a pod tym względem dwójki biją poprzedników w każdych warunkach.