Decyzję o wyjeździe podjąłem w ostatniej chwili – kilka tygodni przed wyprawą. Miałem bardzo mało czasu na przygotowanie się. Wizę do USA załatwiłem w tydzień, do Meksyku nie jest potrzebna. Pojawiło się za to sporo zwyczajnych, ludzkich obaw. W pierwszej kolejności związanych z operowanym pół roku wcześniej kolanem po rolce quadowej w Rumunii. Czy dam radę? To w końcu 3500 km, z czego większość poza asfaltem. Klinika rehabilitacyjna dawał 50% szans, pomimo zaopatrzenia się przeze mnie w profesjonalne ortezy motocrossowe na oba kolana.
Dodatkowo zewsząd płynące negatywne informacje na temat Meksyku. No i nieznana ekipa, która w warunkach terenowych jest przecież podstawą sukcesu i bezpiecznego powrotu do domu, nie mówiąc już o dobrym samopoczuciu.... Więcej w MOTOCYKL-u 11/2015 - już w sprzedaży.