Startujemy 26 maja: z Poznania śmigamy przez Nową Sól do Zgorzelca, skąd krętymi drogami dojeżdżamy do zamku Czocha. Niestety, nie mamy czasu na zwiedzanie. Późnym popołudniem jesteśmy w Szklarskiej Porębie. Dziki głód zagania nas do knajpy, w której serwują olbrzymie porcje. Głodnym tak spodobały się kotlety schabowe wielkości pizzy, że nazwali je „berety”. Ze Szklarskiej celujemy w Karpacz, Kowary i Kłodzko. Zapada zmrok, ponadto Qba prowadzi nas dziurawymi, momentami nieasfaltowymi drogami szerokości jednego samochodu. Tylko jego DL-ka czuje się tam jak ryba w wodzie. W Kłodzku lądujemy grubo po godz. 22.
Drugiego dnia z samego rana zwiedzamy miasto i podziemną trasą turystyczną docieramy do twierdzy. Warto było! Potem mkniemy do Nysy na spotkanie Michała – 16-latka, który również ruszył na wyprawę dookoła Polski, tyle że motorowerem. Wczesnym popołudniem osiągamy kolejny cel dnia – browar w Żywcu. Okazuje się, że zwiedzanie go w niedzielę jest niemożliwe.
Wobec tego obieramy kierunek na Zakopane. Na miejscu noclegu Andrzej zostawia na luzie swoją Kawę stojącą z górki. Sprzęt pada prosto na mojego Horneta. Bilans: lekko pęknięta chłodnica w Hondzie (było trochę zabawy z poxyliną) i wgnieciony bak w Kawie. Po zakwaterowaniu łapiemy busika na Krupówki. W knajpie dołączają do nas Rasta z Motoradia oraz Filip Szczęsny ze stowarzyszenia MotoAutostrada. Gadamy. To była bardzo długa noc.
Złapani w Bieszczadach
Trzeci dzień wita nas czarnymi chmurami. Przed nami 505 km. Rasta, która właśnie dotarła do domu, SMS-uje: „W Krakowie ulewa”. Zaraz i u nas jest pompa, nawet z gradobiciem. Szybko wskakujemy w piękne białe kombinezony lakiernicze i drogą wzdłuż Dunajca pomału jedziemy do Sanoka. W okolicy Zalewu Czorsztyńskiego widzimy przepięknie wtopiony w krajobraz zamek Nidzica.
W Domu Dziecka w Sanoku jesteśmy z prawie 3-godzinnym opóźnieniem. Ale tam się działo! Dzieciaki tak kręciły manetkami, że sąsiadowi puściły nerwy i wezwał policję. Wyjaśnienia ze stróżami prawa rozładowały sytuację. Potem wozimy dzieci po placu, rozdajemy słodycze, ponadto dyrektorce przekazujemy karton z upominkami dla dzieci. Pytaniom, gazowaniu, jazdom, przymierzaniu kasków itp. nie było końca.
Teraz pora zawojować Bieszczady. Nasz pierwszy bieszczadzki zachwyt to widok zapory w Solinie. W tej miejscowości, szukając noclegu, poznajemy Mariusza, właściciela pięknego pensjonatu i domków gościnnych oraz zapalonego motocyklistę. Zaprasza nas na poranny przejazd po Biesczadach. Wieczorem mamy ognisko z kiełbaskami i 60-procentowym bimberkiem na gruszkach i burakach serwowanymi przez gospodarza.