Turystyka na weekend: Bieszczady i Tatry

Wyruszam spod Lublina, kierując się na południe. Dokładnego planu nie mam, wiem tylko, że najpierw będą Wołosate – najbardziej na południe wysunięta miejscowość Bieszczadów, następnie skręt na zachód, w kierunku Tatr, i pętla wokół nich.

Moją Yamahę Ténéré odpalam bardzo wcześnie – gdy nocne niebo pojaśniało tylko odrobinę. Po chwili pod kaskiem pojawia się mój pierwszy, ale nie ostatni tego dnia uśmiech zadowolenia. Mija kilka godzin, zanim docieram do Ustrzyk Górnych, a następnie do Wołosatego. Tam przeciskam się między licznymi pieszymi turystami. Z siodła Ténéry z góry (ale nie z wyższością) patrzę na ludzi i przez chwilę czuję się jak pasterz popędzający owieczki. Ale to nie dla mnie – za dużo zgiełku, za mało swobody.

Drugą noc mojej bieszczadzko-tatrzańskiej wyprawy spędziłem pod namiotem nad Jeziorem Czorsztyńskim.

 

Odkręcam gaz i pozwalam Ténérze gnać przez Beskid Środkowy w kierunku Tatr. Zaczyna się orgia zakrętów. Przelatuję przez Pętle Bieszczadzkie, zostawiając na każdym z zakrętów ślad w postaci czarnej krechy. Cieszę się pędem powietrza, zapachem rozgrzanego asfaltu, widokami pięknych zielonych wzgórz i ciepłem słońca. Wieczór coraz bliżej. Ścigając się z coraz dłuższym cieniem mojego motocykla dojeżdżam do Bukowiny Tatrzańskiej.

Pora zakończyć ten dzień.

Ponad 700 km na budziku i masa pozytywnych emocji powodują, że zasypiam zaraz po tym, jak przykładam ucho do poduszki w pierwszej napotkanej kwaterze. Następny dzień rozpoczynam od przejazdu drogą Oswalda Balzera. Ostre szczyty Tatr powodują, że szybko zapominam o także pięknych, ale zupełnie innych, bo łagodnych wzgórzach Bieszczadów. Piękno monumentalnych gór rośnie z każdą chwilą, w miarę jak zbliżam się do ich podnóży.

{% image id=214084align=left x=740 y=0 %}
Ta znajdująca się w Komańczy, odbudowana w 2010 r. cerkiew spowodowała, że musiałem się choć na chwilę zatrzymać.

 

Wjeżdżam na Słowację, co zauważam choćby po policyjnych radiowozach, które mijają mnie co 5 minut, i autom jadącym zgodnie z ograniczeniami prędkości. Ponieważ pada mi GPS, staram się jechać tak blisko pasma górskiego, jak to tylko możliwe. Piękne widoki atakują mnie co chwilę. Dzikie stromizny z poprzewracanymi drzewami, głębokie przepaście otwierające nasłonecznione przestrzenie, wysokie, szare zbocza górskie – właśnie po to tu przyjechałem! Aby nasycić się pięknem, zapomnieć o codziennych troskach i naładować na kolejne tygodnie. Mijane po prawej stronie pasmo górskie to zbliża się, to oddala, aż doprowadza mnie do polskiej granicy.

Deptaki tatrzańskich miast, masowo produkowane serki owcze itp. klimaty – o nie, to nie dla mnie! W Bieszczady i w Tatry pojechałem po tamtejsze krajobrazy i żeby naładować akumulator.

 

 

Ląduję nad Jeziorem Czorsztyńskim. 

Na jego brzegu rozbijam namiot, ciesząc oczy gładkim lustrem wody, w którym odbijają się okoliczne wzgórza. Po pewnym czasie mam nad głową miliony gwiazd mieniących się fantastycznymi kolorami. Zasypiam z tym widokiem pod powiekami. Rano wychodzę z namiotu i patrzę zdziwiony na powierzchnię wody – tam, gdzie było odbicie wzgórz, teraz jest coś, czemu bez chwili wahania nadaję nazwę „mroczne wejście do Hadesu”. Znad smolistych chmur płynących powoli w moim kierunku nieśmiało wygląda pobladłe słońce i zdaje się krzyczeć: „Uciekaj, stary!”. Jak przystało na twardziela stoję nieporuszony na krawędzi światła i mroku i czekam spokojnie, aż stado łabędzi, które właśnie nadlatuje, przepędzi gęste opary znad powierzchni jeziora.

Trzeci dzień to powrót do domu. Jeszcze przez jakiś czas mam radochę z dryfowania raz pod górę, raz w dół. Jest fajnie, mimo że mam świadomość, iż zaraz te przyjemności skończą się. Wreszcie przychodzi ten smutny moment, gdy góry ostatecznie kończą się, przechodząc w nitkę autostrady i zatłoczone drogi lokalne.

Na długo w pamięci

Zanim docieram do domu, wiem, że mimo niezbyt dalekiej wyprawy wspomnienia pięknych widoków, zielonych bieszczadzkich wzgórz i skąpanych w słońcu Tatr na długo pozostaną mi w pamięci.     


Co, gdzie i dlaczego:

Długość trasy: ok. 2000 km
Czas: 3 dni

Trasa: Tym razem pojechałem w Tatry po całkowitą swobodę w wyborze kierunku jazdy i po bliski kontakt z naturą.

 

Drogi: wybierałem te podrzędne, czasem jechałem na przełaj po polnych dróżkach i szutrach, dzięki czemu przejechałem przez kilka strumyków i lekko off-roadowych szlaków.

 

Co warto zobaczyć:
- zamki w Czorsztynie i Niedzicy
- Liptovski Mikulasz
- Tatralandia
- droga Oswalda Balzera
- przepiękne tatrzańskie krajobrazy po polskiej i słowackiej stronie

 
Zobacz również:
REKLAMA