Plan jest prosty: kąpiel na początku i kąpiel na końcu wycieczki. W końcu są wakacje! Nie zamierzam się nigdzie spieszyć, więc jak ognia unikam głównych dróg. Z Wrocławia startuję drogą wojewódzką nr 362 – wzdłuż koryta rzeki Bystrzycy. Jeśli szybko się męczysz, pierwszy postój możesz sobie zafundować w pałacu Alexandrów w Samotworze. Ciesząc się równiejszymi odcinkami (są takie!) dziurawej jak nieszczęście drogi, zmierzam w kierunku plaży w Borzygniewie nad największym jeziorem na Dolnym Śląsku (równo 30 lat temu skończono go napełniać). W Kątach Wrocławskich skręt w drogę nr 347, kilka(naście) minut i jestem na miejscu. Na plaży nie brak atrakcji: oprócz kąpieli i leżenia plackiem w pobliżu baru wypożyczysz sprzęt wodny, a jeśli lubisz moczyć kija, możesz spróbować złapać rybę na obiad... Nie jestem fanem tłumu ani wędkarstwa: nawet piękny widok na mekkę wrocławskich motocyklistów, Ślężę (718 m n.p.m.), nie był mnie tu
w stanie dłużej zatrzymać. Kąpiel była, kawa poprawiła krążenie, więc ruszam dalej.

Po wyjechaniu z plaży skręcam w lewo i drogami siódmej kategorii odśnieżania dojeżdżam do Jaworzyny Śląskiej. W muzeum (ul. Towarowa 4) chcę zobaczyć dwusuwowego Harleya i przejechać się parowozem. Z braku czasu rezygnuję z przejażdżki Wakacyjnym Pociągiem Muzealnym (nieco ponad 2 godz.). Pokrzepiony popisem ludzkich możliwości jadę do Strzegomia obejrzeć bazylikę mniejszą. Czy wiesz, że na głównej wieży bije tam najstarszy w Polsce, ciągle użytkowany dzwon
z 1318 roku? Żeby złapać oddech, wbijam się na drogę wojewódzką nr 345 i kieruję się do klasztoru w Lubiążu. Wielkość obiektu robi wrażenie: fasada o długości 223 m, 600 okien
i 2,5 ha dachu! Przewodnik twierdzi, że wojsko pruskie było skuteczniejsze w dewastowaniu klasztoru niż braterska Armia Czerwona... Wrażenie robią odnowiony refektarz oraz sala balowa. Klimat trzyma gotycki kościół. Od tego wszystkiego solidnie zgłodniałem: z czystym sumieniem mogę polecić mieszczącą się na „obiekcie” knajpkę.
