Ceny paliw w ostatnich tygodniach szybują w rejony jeszcze na początku roku trudne do wyobrażenia. Oficjalnymi powodami tego, że za litr wachy trzeba zapłacić 8 zł są oczywiście wojna, wysoki kurs dolara i wysoka cena baryłki ropy. Czy aby na pewno? Fakt, że przed wybuchem wojny na Ukrainie cena baryłki ropy Brent nie przekraczała 100 dolarów. Ale dziś wynosi ona 120 dolarów – wzrost nie wyniósł więc stu procent, a zaledwie 20. Jeszcze dziwniej jest z kursem dolara – pod koniec lutego wynosił on 4,50 zł, ale dziś to już 4,20 zł.
Powodem nie jest więc to, na co chętnie powołuje się Orlen. Co zatem jest? Wystarczy szybki rzut oka na wykres przedstawiający zyski PKN w tym roku, by zdać sobie sprawę, że płacąc za rekordowo drogie paliwo, finansujemy gigantyczne zyski państwowego molocha. Na co pójdą owe zyski, możemy się tylko domyślać. Wystarczy uświadomić sobie, że wybory coraz bliżej.
Taki stan rzeczy musi powodować u kierowców ogromną frustrację. Jej wyrazem jest jednak nie tylko fala negatywnych komentarzy w internecie, ale także faktyczne działania. Grupa kierowców zorganizowała akcję "Blokujemy Orlen", której celu nie trzeba chyba tłumaczyć. Jako pierwsza zablokowana została stacja tej marki w Bielsku-Białej. Oficjalnie pojazdy blokujące stację uległy awarii, przez co ich kierowcy nie mogli odblokować wjazdu.
Akcja odbyła się w ostatnią niedzielę, 5 czerwca i potrwała kilkadziesiąt minut. Organizatorzy zapowiadają jednak dalsze podobne akcje. Powstała specjalna strona, która przedstawia powody protestów, zasady ich przeprowadzania, można tam także znaleźć kalendarium dalszych działań. A zapowiada się ich sporo – jak wynika z tabeli, na 11 czerwca zapowiadana jest blokada stacji Orlen aż w 63 lokalizacjach w całej Polsce.
Przeczytaj także: drogi ekspresowe jednak płatne?