Nowelizacja, wprowadzająca surowe kary za cofanie liczników, była jedną z najbardziej oczekiwanych zmian w prawie. Przez lata przebiegi w pojazdach były kwestią umowną, a warsztaty oferujące usługi "korekty przebiegu" działały w pełni legalnie i oficjalnie, ogłaszały się nawet w czasopismach i w internecie. W efekcie znakomita większość samochodów używanych oferowanych w Polsce mogła poszczycić się przebiegami nieprzekraczającymi 200 tys. km, zaś te w motocyklach oscylowały wokół magicznej liczby 20 tys. km.
20-letnia FJR 1300 z przebiegiem 24 tys. km
Ubocznym efektem tej patologii są krążące do dziś opinie o wielu zachodnich samochodach, mówiące o występujących przy 250 tys. km usterkach, o których nigdy nie słyszeli mechanicy z Niemiec, Francji, czy Włoch. Większość autorów tych opinii - dumnych posiadaczy Passatów, czy Audi nie zdawało sobie bowiem sprawy z faktu, że ich samochody dobijają już do faktycznych 800 tys. km.
Podobnie było z motocyklami, choć tutaj ukryć duże naloty było znacznie trudniej. W przypadku droższych modeli gra była jednak warta świeczki i również tutaj nie należały do rzadkości sprowadzane z Niemiec 15-letnie Yamahy FJR 1300 czy BMW R 1200 RT z początku produkcji z przebiegami rzędu 24 tys. km. Zupełnie jakby ktoś kupił drogiego turystyka, by śmigać nim w niedzielę na lody.
Drakońskie przepisy?
Wprowadzona w maju 2019 nowelizacja zakładała przede wszystkim dokładniejsze sprawdzanie drogomierzy. Policja zaczęła spisywać przebieg podczas każdej kontroli, a dane trafiały do bazy CEPiK. Podobnie podczas przeglądu – diagnosta został zobowiązany do wpisania aktualnego stanu licznika do bazy. Fałszowanie wskazań stało się więc dużo trudniejsze, a kary za takie działanie stały się bardzo dotkliwe – można było za to trafić do więzienia na okres od 3 miesięcy do nawet 5 lat.
Wydawało się zatem, że patologia licznikowa zniknie raz na zawsze, a więzienia wypełnią się szczególnie opornymi na prawo jednostkami. Niestety, tylko się wydawało. Choć w ogłoszeniach widać pewien postęp, bo "cudowne" okazje w postaci 20-letniego Passata z przebiegiem 180 tys. należą do rzadkości, to o sukcesach wymiaru sprawiedliwości w tym zakresie mówić nie można.
Jak podaje Interia, w 2020 roku policja ujawniła 544 cofnięte liczniki, z czego, w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa, wszczęto 1012 postępowań. Finalnie jednak tylko 24 sprawy znalazły swój finał w sądzie, a w pierwszej instancji skazano ledwie 16 osób. W roku 2021 na 307 przypadków wykrytych przez policję, skazanych zostało 31 osób.
W jakiejś części ten gigantyczny rozdźwięk można wytłumaczyć zwykłymi pomyłkami – a to policjant lub diagnosta źle zapisał przebieg, a to nieświadomy nabywca kupił pojazd z kopniętą szafą. Trudno jednak uwierzyć, że owe błędy stanowiły blisko 98 procent wszystkich wszczętych postępowań. Prawdziwych przyczyn tej sytuacji jesteśmy skłonni upatrywać raczej w naszej polskiej zaradności – oszuści znaleźli już zapewne sposób na obejście przepisów.
Przeczytaj także: cofnięty licznik - mamy problem!
źródło: interia.pl