W piątek, na pierwszych treningach dowolnych, Rossi wykręcił najlepszy czas. Jako jedyny zawodnik zszedł poniżej 1:50 na okrążeniu. Dla Fiat Yamaha Team zapowiadał się niezły weekend, bo Lorenzo był drugi.
Niestety w sobotę 15 minut przed zakończeniem drugiego treningu, podczas 13. okrążenia, na szybkiej szykanie Yamaha Rossiego zaliczyła uślizg tylnej opony i w rezultacie potężny highside wysadził zawodnika z siodła. Skończyło się na otwartym złamaniu z przemieszczeniem kości piszczelowej prawej nogi. W sobotę po południu Vale został zoperowany w Centro Traumatologico Ortopedico we Florencji. - Na szczęście nie stwierdzono żadnych innych urazów - powiedział doktor Roberto Buzzi. - Trudno określić jak długo będzie trwało całkowite leczenie, jednak spodziewamy się, że w ciągu 7-10 dni Valentino opuści szpital - dodał.
Tymczasem pole position wywalczył Dani Pedrosa (Repsol Honda Team), który popisał się atomowym startem i prowadził wyścig do samej mety. Na podium nawet się uśmiechnął (!). Za jego plecami o drugie miejsce cięli się Jorge Lorenzo (Fiat Yamaha Team) oraz Andrea Dovizioso (Repsol Honda Team). Jeszcze ciekawszy był pojedynek o czwartą lokatę. Jako pierwszy zrezygnował Nicky Hayden (Ducati Marlboro Team) - na 18. kółku zaliczył glebę. Pozostała trójka - jego teamowy kolega Casey Stoner, Randy de Puniet (LCR Honda MotoGP) oraz Marco Melandri (San Carlo Honda Gresini) zaciekle walczyła do samego końca. Kolejność zmieniała się jak w kalejdoskopie, a tuż za ich plecami czaił się Ben Spies (Monster Yamaha Tech 3). Jednak nie był w stanie włączyć się w tą batalię. Dopiero na ostatnim okrążeniu Stoner udowodnił wyższość fabrycznego Dukata i zajął czwartą lokatę. Tuż za nim (0,032 sek.) linię mety przekroczył Melandri, a mgnienie oka później de Puniet.
Teamowy kolega Rossiego na starcie trzymał tabliczkę "Vale, everybody could feel the pain, but not everybody could be a legend!" (Vale, każdy może poczuć ból, ale nie każdy może zostać legendą), a przed wejściem na drugi stopień pudła ubrał żółtą koszulkę VR 46.
Wyścig 125 był równie, albo nawet bardziej emocjonujący. Startujący z pole position Sandro Corteze zaliczył szlifa już na pierwszym okrążeniu, ale dzielnie się pozbierał i zaczął gonić czołówkę - niestety pech go nie opuszczał i na 13. kółku porządnie rozbił maszynę. Tymczasem o zwycięstwo walczyło trzech Hiszpanów (Marc Marquez, Nicolas Terol oraz Pol Espargaro) a także Brytyjczyk Bradley Smith. Ostatecznie na metę wpadli w tej właśnie kolejności. Jednak do samego końca wyścigu nie było faworyta - kolejność zmieniała się kilka razy w ciągu jednego okrążenia. Dość powiedzieć, że piąty w kolejności Efren Vazquez miał ponad 10 sekund straty do Smitha...
Również klasa Moto2 nie rozczarowała. O zaciekłej rywalizacji najlepiej świadczy fakt, że 6. na mecie Tomizawa stracił do zwycięzcy niespełna 4 sekundy. Dzięki zwycięstwu Andrei Iannone kibice w końcu mogli usłyszeć włoski hymn. Jeszcze jednym powodem do radości było dla nich trzecie miejsce Simone Corsi. Dwóch Włochów rozdzielił Hiszpan Sergio Gadea, który linię mety minął zaledwie 0,035 sekundy za zwycięzcą.
Lider klasyfikacji - Toni Elias - mimo że dojechał piąty utrzymał prowadzenie w generalce. Za nim na mecie zameldował się Shoya Tomizawa, który w klasyfikacji generalnej zajmuje drugie miejsce. Tor Mugello zebrał tu niezłe żniwo - aż dziesięciu zawodników wypadło z trasy.