Przygotowania do GP Walencji stały jednak przede wszystkim pod hasłem uczczenia pamięci tragicznie zmarłego Marco Simoncellego, wyjątkowej osobowości MotoGP i jak wielu uważa, przyszłemu mistrzowi świata. Zawodnicy wszystkich klas, razem z całym wyścigowym paddockiem tuż przed ostatnim wyścigiem MotoGP tego sezonu wykonali okrążenie honorowe i stanęli na starcie by uczcić minutą ciszy, fajerwerkami i "minuta casino" pamięć wyjątkowego zawodnika. Takie było życzenie rodziców Marco i zostało ono spełnione. Na pele position stanął również motocykl Marco - Honda z numerem 58, którą prowadził przyjaciel Sica i były mistrz świata Kevin Schwantz. Imieniem Marco Simoncellego został nazwany również tor Misano w San Marino.
Wyścig 125 zapowiadał walkę pomiędzy liderującym w generalce Nicolasem Terolem , a wciąż mającym teoretyczne szanse Johannem Zarco. Zmienne warunki pogodowe na torze Riccardo Tormo w Walencji dodawały jeszcze pikanterii. Od początku wszystko szło nieźle jednak wywrotka na jednym z zakrętów pozbawiła Zarco możliwości walki o tytuł. Po tym zdarzeniu rozluźniony Nico Terol ruszył do ataku i na mecie pojawił się tuż za wspaniale jadącym debiutantem roku, 16-letnim zawodnikiem teamu Blue-Sans należącym do Paris Hilton - Maverickiem Vinalesem, dla którego było to 4 zwycięstwo w tym sezonie , co dało mu 3 miejsce w klasyfikacji generalnej. Fajnym gestem była dedykacja tego zwycięstwa Sicowi.Trzeci był Hector Faubel.
W klasie Moto2 szykowaliśmy się na nie-lada walkę jednak wszystko rozstrzygnęło się już w sobotnich kwalifikacjach kiedy team Marca Marqueza oficjalnie oświadczył, że zawodnik borykający się z problemami ze wzrokiem po feralnym weekendzie wyścigowym w Malezji nie wystartuje również w Walencji. Stefan Bradl mógł cieszyć się ze zwycięstwa choć pewnie nie tak wyobrażał sobie walkę o ten tytuł. Tymczasem Pole Position dość sensacyjnie padło łupem Michele Pirro - kolegi zespołowego Simoncellego. Drugi w stawce był również zawodnik Gresiniego - Yuki Takahashi. W wyścigu na czoło wysunął się właśnie Japończyk i wydawało się, że wygra kiedy w zmiennych warunkach pogodowych i padającym deszczu składając się w pierwszy zakręt toru Yuki zaliczył koszmarnego Highside'a i bezwładnie koziołkował w pułapkę żwirową. Serca widzów i personelu na paddocku zamarły, a przed oczami stanął im obraz sprzed dwóch tygodni - koszmarne deja vu. Na szczęście okazało się że zawodnikowi nic się nie stało. chwilę wcześniej z wyścigiem w podobnych okolicznościach jednak nie wyglądających tak groźnie pożegnał się właśnie mistrz świata Stefan Bradl. Po wypadnięciu Takahashiego na czele pędził teraz Michele Pirro i to on dowiózł zwycięstwo do mety. Podium uzupełnieli Mika Kallio i Dominique Aegerter. Te dramatyczne okoliczności wywarły ogromne wzruszenie na paddocku, szczególnie w teami Fausto Gresiniego, który nie mógł uwierzyć w to co się stało. Pirro oczywiście również zadedykował to zwycięstwo Sicowi i dziękował mu za wsparcie, które dał mu podczas wyścigu. Stefan Bradl również postanowił uczcić pamięć SuperSica dedykując mu mistrzostwo świata.
W MotoGP walka o tytuł była rozstrzygnięta i już od rundy w Australii Mistrzem był Stoner a vice-mistrzem Lorenzo wciąż borykający się z kontuzją palca. Elektryzować miały za to pojedynki o trzecie miejsce w generalce między Dovizioso, Pedrosą, oraz o tytuł debiutanta roku między Calem Crutchlowem, a Karelem Abrahamem. Już na samym początku wydarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. Typowani do walki o wysokie lokaty Rossi i Bautista, a także de Puniet i Hayden wypadli z toru już w pierwszym zakręcie. To suzuki Bautisty jednym sztosem ściągnęło trzech zawodników Ducati z toru na tyle skutecznie, że żaden z nich nie pojechał dalej. Bautista w oświadczeniu po wyścigu a także osobiście przeprosił zawodników za tak niefortunny koniec sezonu. Dwójka Dovi i Pedrosa cięła się przez cały wyścig do czasu kiedy nie pogodził ich Ben Spies wyprzedzając obu i ruszając w pogoń za liderującym Caseyem Stonerem. Pod koniec wyścigu Pedrosa stracił jednak nieco sił i odpadł z walki dojeżdżając na piątej pozycji za Calem Crutchlowem, który w samej końcówce uwolnił się od Abrahama który zaliczył szlifa i dojechał dopiero 8. Na 9 miejscu w ostatnim wyścigu życia dojechał jadący z numerem 58 Loris Capirossi. Nie taką końcówkę sezonu wymarzył sobie legendarny włoch jednak po 22 latach startów i 328 wyścigach jego forma była daleka od optymalnej. A kto wygrał wyścig? To rozstrzygnęło się w ostatnim zakręcie. Na dwa okrążenia przed metą w stugach deszczu prowadzącego wcześniej z ogromną przewagą Stonera dogonił i wyprzedził Spies, jednak dał ciała na wyjściu z ostatniego zakrętu przed prostą start-meta, a Australijczyk nie przepuścił tej okazji i przeciął metę na pół długości motocykla przed Yamahą z numerem 11.