NIK wytknął także zaniedbania innym instytucjom państwowym. Nie sposób precyzyjnie ustalić faktyczne skutki wypadków drogowych, bo policyjne dane pełne są luk. Przedstawiciel NIK podał tutaj przykład – kiedy pieszy był sprawcą wykroczenia, a jednocześnie poszkodowanym, policjanci często wpisywali w protokole, że odniósł lekkie obrażenia, nawet jeśli wystąpił stan zagrożenia życia. Zwrócono także uwagę na brak synchronizacji między policyjnym systemem SEWiK, a innymi strukturami w policji.
Program Likwidacji Miejsc Niebezpiecznych to porażka
Srogo dostało się także powstałemu w 2015 roku Programowi Likwidacji Miejsc Niebezpiecznych. NIK sprawdziła, że zaplanowany budżet 7 mld 200 mln zł wystarczył tylko na realizację niecałych 8 procent zadań, z czego część w ogóle nie powinna zostać objęta tym programem. Powodem były złe planowanie i opóźnienia, co w konsekwencji doprowadziło nawet do wzrostu liczby wypadków w niektórych miejscach. Szczególnie bulwersujący wydaje się fakt, że w projekcie Programu nie przewidziano żadnych mechanizmów kontroli.
Na koniec wreszcie NIK rozprawiła się z problemem fotoradarów, których większość ustawiona jest na rejestrację przekroczeń powyżej 11 km/h. Wskazano także na ogromne problemy kadrowe w Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD). Rotacja kadr sięgała 90 procent, a na 320 przewidzianych etatów, wykorzystanych było zaledwie 77. W efekcie skuteczność egzekwowania nałożonych kar wyniosła mniej niż 50 procent.
Wnioski pokontrolne przedstawione przez NIK skłaniają do niewesołego przemyślenia – wygląda na to, że reformowanie istniejących struktur nie ma większego sensu. Najrozsądniej byłoby zaorać to, co jest i powołać zupełnie nową, profesjonalną strukturę.
Przeczytaj także: bezpieczeństwo na polskich drogach to katastrofa.