W kręgach motocyklistów już słychać głosy, że jeśli nowe stawki wejdą w życie, wielu z nas zamieni swoje maszyny na słabe cruisery albo klasyki. Zamiast GSX-R-a 1000 w garażu pojawi się Harley-Davidson Iron 883, a miejsce BMW S 1000 XR zajmie na przykład Royal Enfield Interceptor 650. Nie bardzo wierzymy, że dojdzie do aż takich rewolucji, poza tym obserwując nasze własne zachowania za granicą, dochodzimy do wniosku, że przepisowa jazda nie sprawia nam problemów.
Projekt ustawy zmieniającej między innymi Prawo o ruchu drogowym i kilka innych ustaw, trafił do Sejmu, co oznacza, że będzie teraz procedowany w komisjach. Jego losy mogą potoczyć się różnie – może utknąć w tak zwanej zamrażarce na długie miesiące, może też błyskawicznie przejść przez ścieżkę legislacyjną. Na protesty uliczne i sprzeciw środowisk związanych z motoryzacją nie ma co liczyć – nikt nie będzie walczył z próbą poprawy bezpieczeństwa, jakakolwiek by ona nie była.
Trzeba zatem powoli przygotowywać się psychicznie i zamiast wolnych jazd na torze poćwiczyć wolną jazdę po mieście. Tymczasem porównajmy obecne kwoty mandatów za najważniejsze wykroczenia z tymi, których spodziewamy się w nowym taryfikatorze. Przypominamy, że kiedy w 1997 roku wchodził obecny taryfikator mandatów, minimalna pensja wynosiła 450 zł, czyli mniej niż maksymalny mandat. Dziś minimalna pensja to 2800 zł, więc obecny taryfikator, w porównaniu do tego z końca ubiegłego wieku, wcale nie wydaje się taki drastyczny.