Wprowadzenie opłat za rejestrację pojazdów spalinowych było jednym z tzw. kamieni milowych, czyli warunków odblokowania Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy. UE wykorzystała fakt, że Polsce bardzo zależało na tych środkach w związku z kryzysem imigracyjnym i podstawiła naszych rządzących pod ścianą, żądając ustępstw tam, gdzie dotychczas ich nie było.
Obok żądań stricte politycznych, dotyczących władzy sądowniczej, UE zażądała, by Polska, w ramach walki z globalnym ociepleniem i związaną z nią redukcją emisji CO2, wprowadziła podatek od rejestracji pojazdów spalinowych. W założeniu miałoby być to narzędzie, które ograniczy liczbę takich pojazdów; ich miejsce miałyby zająć elektryki.
Problem w tym, że pomysł na opodatkowanie spalinówek jest tak absurdalny, że sprzeciwiają się mu nawet lojalni zwykle polityce UE Niemcy. Christian Lindner, niemiecki minister finansów, podczas wydarzenia organizowanego przez Federalne Zrzeszenie Niemieckiego Przemysłu (BDI) zadeklarował, że niemiecki rząd nie zgodzi się na planowane przez unijnych urzędników przepisy. Jednocześnie jednak zaznaczył, że jego kraj nadal będzie z zaangażowaniem rozwijał technologie pojazdów elektrycznych.