Pożegnanie z pustynią

9. etap Dakaru oznaczał pożegnanie z Atakamą. Motocykliści poczuli się jak na torze crossowym, tyle że na pustyni. Z powodu mgły opóźniono godzinę startu i dlatego zawodnicy startowali w linii. Pierwszych dziesięciu (wśród nich Kuba Przygoński). Następni startowali po dwudziestu. Odcinek specjalny skrócono do 170 km.



Na mętę równocześnie wpadli Marc Coma i Cyril Despres (obaj na KTM-ach). Tuż za nimi (1:14) dojechał Francisco Lopez Contardo na Aprilii. David Fretigne dostał 10 minut kary za zignorowanie flag na mecie i spadł na 13. pozycję. Dzięki temu Kuba Przygoński, który linię mety przeciął dziewiąty, awansował na 8. miejsce. Niestety w generalce nic się nie zmieniło do poprzedzającego go Pedro Garcii brakuje mu zaledwie 3 sekundy.



Czachor dojechał 19., Dąbrowski 39., a jedyny Polak startujący na "450" był 41. - To nie był technicznie trudny odcinek - powiedział kapitan Orlen Teamu - ale wyczerpujący fizycznie. To są zupełnie inne wydmy, niż na Saharze.




Rafał Sonik jedzie jednym z cięższych quadów w stawce, dlatego pojechał zachowawczo i odcinek zakończył na 6. miejscu. Co oznacza spadek o jedno oczko w generalce.




Bez dwóch zdań - największy dramat przeżyli Krzystzof Hołowczyc i Jean-Marc Fortin - na 66. km odcinka specjalnego ich Nissan Navara (przygotowany przez Overdrive) odmówił posłuszeństwa. Urwał się tylny most i wał napędowy. Nie było mowy o powtórzeniu wyczynu Peterhansela i dalszej jeździe wyłącznie z napędem na przód. Na wydmach to niewykonalne. Hołek musiał wycofać się z rajdu. W kategorii samochodów na placu boju pozostała jeszcze jedna polska załoga - Robert Szustkowski i Jarek Kazberuk, która mimo kontuzji kierowcy jedzie dalej. 9. odcinek zakończyła na 37 miejscu, a w generalce zajmuje 41. pozycję.

Dzisiejszy odcinek liczy 586 km, z czego na oes przypada 238 km.

Zobacz również:
REKLAMA