Od premiery w 1998 roku pierwszej Yamahy R6 sprzęt ten stał się bronią masowej zagłady – przez kolejnych kilkanaście lat był najbardziej bezkompromisowym motocyklem sportowym tej klasy. Błyskawicznie wkręcający się na obroty silnik i jego wściekła charakterystyka oraz świetne zawieszenia były zabójcze na torze wyścigowym.
Oczywiście konkurencja zaraz zaczęła nadrabiać straty i projektować coraz lepsze „600”. Wtedy Yamaha zadała kolejny cios: w 2007 r. pojawiła się najbardziej radykalna i najostrzejsza wersja RJ15, która została na dłużej. Potem skończył się wyścig zbrojeń, więc R-szóstka była poddawana tylko niewielkim liftingom i poprawkom. Rywale z Suzuki, Hondy czy Kawasaki też nie szaleli z nowinkami.
Dzięki ostremu, ale i ponadczasowemu designowi R-szóstka nie starzała się, niemniej jej popularność mocno spadła. W 2015 r. w Europie sprzedano ich tylko 120, a bikerzy coraz głośniej zaczęli upominać się o nową wersję R-szóstki.
Oczekiwanie
Spekulacje o tym, że R-szóstka może być napędzana 3-cylindrowym, nieco większym niż 600 cm3 silnikiem (podobnie jak MT-09 lub Triumph Daytona 675) rozpaliły ciekawość do czerwoności. Inne plotki mówiły o silniku Crossplane, działającym podobnie jak ten w YZF-R1. Istne szaleństwo! Przyznaję, że i ja mu uległem (czyt.: liczyłem, że nowa R-szóstka będzie miała silnik, który będzie szokiem). I nagle bum! Wygląd rodem z MotoGP (kształt owiewki niemal identyczny) albo z R1 (światła LED zadupek, zbiornik paliwa) – genialne! Ale co pod owiewkami?
![]() LED-owe światła pozycyjne i wlot powietrza przypominający M1, czyli maszynę z GP. Nieźle! |
Szok i niedowierzanie
Pod owiewkami jest ten sam silnik, który napędzał poprzednią wersję YZF-R6. Więcej – osadzono go w tej samej ramie. Czy to możliwe, żeby konstrukcja sprzed 10 lat była na tyle dopracowana, że nie ma w niej nic do poprawienia? Na razie musimy w to wierzyć.