Jak zawsze w życiu, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wyobraźmy sobie przez moment, że mieszkamy nie w Polsce, lecz w jakiejś wiosce w Indiach lub Tajlandii, gdzie samochody można policzyć na palcach jednej ręki, a z jednośladów największy wypas to Honda Innova 125 lub podobne sprzęty, cała zaś reszta lokalesów pociska na rowerach lub osiołkach. Jeśli w takim miejscu pojawiłby się ktoś na jednym z testowanych przez nas sprzętów, wzbudziłby sensację niczym UFO. Przykułby spojrzenia lasek i wywołał zazdrość w facetach oraz generalnie spowodowałby w okolicy powszechną falę zachwytu, dając posiadaczowi bonusy do charyzmy i atrakcyjności. U nas klasa 250 budzi znacznie mniejsze emocje. A jednak warto rozejrzeć się za jednym z takich sprzętów. Za którym i dlaczego? Postanowiliśmy to sprawdzić.
Dużo motocykla za rozsądną kasę?
Suzuki Inazuma 250 to 183 kg masy, dwa cylindry, dwa tłumiki i miniowiewka. Całkiem nieźle, trzeba się tylko pogodzić z tym, że sprzęt wygląda trochę zbyt poważnie jak na klasę 250. Pod tym względem KTM i Honda sprawiają wrażenie bardziej cool. Honda CBR 250 R oprócz wyglądu oferuje świetny zintegrowany układ hamulcowy z ABS-em, ABS w KTM-ie 200 Duke’u zadebiutuje w tym sezonie, mały Ninja zaś ma i ABS, i sportowe podwozie, i najwyższą w tej gromadzie moc – 39 KM. Owszem, osiągi tych sprzętów nie wyrywają z butów, za to każdym z nich można jeździć, mając prawo jazdy kategorii A2.
Ale przecież moc to nie wszystko, zwłaszcza jeśli maszyna jest lekka i zwinna. Najcięższym sprzętem w tej ekipie jest Suzuki Inazuma – 183 kg, najlżejszym zaś KTM 200 Duke, który zalany pod korek waży zaledwie 139 kg. Nie dziwi więc, że austriacka maszynka doskonale czuje się, pokonując rozmaite kombinacje bardziej i mniej ciasnych zakrętów. Hondy (166 kg) i Kawasaki (177 kg) szczelnie wypełniają środek stawki.
Małe co nieco o silnikach. Na wstępie trzeba jednoznacznie stwierdzić, że najwyższa moc małej Kawy nie oznacza najlepszej jazdy po krętych drogach, w górach czy w ruchu miejskim.
Ninja, nawet mały, to ostry zawodnik
Pod względem osiągów żadna z porównywanych tu maszyn nie ma wyraźnej przewagi nad resztą konkurentów. W średnim zakresie (między 4000 a 7000 obr/min; najbardziej przydatnym podczas codziennej jazdy) te cztery bike’i nie różnią się za bardzo pod względem mocy. Dopiero gdy trzeba wyprzedzić albo na długiej prostej, na której da się wycisnąć z silnika ostatnie soki, Ninja pokazuje pazury i odjeżdża konkurencji. Natomiast „200” KTM-a straty wynikające z niższej pojemności nadrabia niewielką masą.
Nie wolno jednak zapominać, że w tej gromadce ważniejsze od porównywania mocy jest to, w jaki sposób można ją wykorzystać. Kawasaki zapewne pochwalą ci, którzy szukają w tych niewielkich maszynach sportowego ducha. Silnik Ninji lubi być kręcony do 12 500 obr/min i naprawdę żywiołowo zachowuje się dopiero w najwyższym zakresie. Rozwija wówczas faktycznie niemal 40 KM mocy. Na tle 25 KM Inazumy to różnica niemal kosmiczna.