Pesymista, słysząc słowo „kop”, od razu ma skojarzenia z kopnięciem przez konia, z wykopaniem z roboty, kopnięciem przez prąd czy wyłapaniem kopniaka w tyłek. Natomiast dla optymisty kop będzie czymś radosnym, pomyśli np. o kopie pozytywnej energii. Fani bike’ów o dużej pojemności na dźwięk tego słowa myślą wyłącznie o tym, co na ich twarzach maluje uśmiech od ucha do ucha: potężny moment, power w każdej sytuacji, fantastyczna elastyczność już od niskich obrotów. To podejście zdecydowanie optymistyczne.
Miłośnicy klasycznie stylizowanych golasów o dużej pojemności i mocnym kopie od wielu lat znajdują ukojenie w siodłach Suzuki Bandita 1250 czy Yamahy XJR 1300, natomiast fani oryginalnych dwucylindrowych roadsterów na pewno nie zawiodą się na BMW czy na Moto Guzzi. Bo uczciwie mówiąc, do tej odpałowej kolumny powinien dołączyć Griso 8V. Niestety, nie udało się.
Bebechy boksera
Niezrażone tym i jak zawsze pewne siebie na starcie staje nowe BMW R 1200 R, napędzane bokserem, który wreszcie doczekał się rozrządu DOHC, czyli z dwoma wałkami w głowicy. Ta sama jednostka napędowa pracuje w turystycznym enduro R 1200 GS i luksusowym turystyku R 1200 RT. Różnice na papierze trudno uznać za istotne: serducho R 1200 R ma 110 zamiast 109 KM, podwyższone o 500 (do 8500) obroty maksymalne i nieznacznie (ze 115 do 119 Nm) większy moment obrotowy. A może jednak? Hamownia nie tylko potwierdza maksy- malną moc 109 KM, ale też pokazuje, że w zakresie 4000-6000 obr/min silnik generuje parę koników więcej. Oprócz tego na wykresie jest widoczny, a podczas jazdy odczuwalny wyższy moment obrotowy poniżej 3000 obr/min.
A co zmieniło się w bebechach boksera? Średnica rozmieszczonych teraz radialnie zaworów ssących i wydechowych mogła zostać zwiększona o 3 lub 2 mm. Wzrosła także średnica przepustnic, a o swobodny wlot powietrza dbają na nowo zaprojektowane kanały ssące oraz nowy filtr powietrza o zwiększonej przepustowości. Aby w letnie dni podczas walki z powykręcanymi przez zakręty drogami bokserowi nie było za gorąco, na nowo zaprojektowana chłodnica oleju troszczy się o porządne schłodzenie piecyka.
Podobnie jak chłodzony powietrzem i olejem dwucylindrowiec BMW, tak też nieco leciwy, ale już niemal legendarny czterocylindrowiec Yamahy rezygnuje z cieczy chłodzącej. Potężne, bogato żebrowane cylindry pomagają w pozbyciu się ciepła i nadają silnikowi Yamahy tego jedynego w swoim rodzaju wyglądu w stylu lat 80. Kłania się Yamaha FJ 1100 z 1984 r. Wyposażonej od 2007 r. we wtrysk paliwa, regulowany katalizator oraz system Exup Yamasze XJR ciągle udaje się spełniać coraz ostrzejsze normy emisji spalin i hałasu.
Charakter Bandyty
Absolutnie żadnego problemu nie ma z tym nowocześniejszy, chłodzony cieczą piec Bandita 1250. Zastąpił on (w 2007 r.) nieco archaiczną, ale ciągle uwielbianą, chłodzoną powietrzem i olejem „1200”. Popularność Bandita nie słabnie: ciągle jest on jednym z najbardziej lubianych, mocnych i niedrogich uniwersalnych nakedów.
Odpalenie wszystkich trzech sprzętów przebiega bez żadnych komplikacji: po wciśnięciu przycisku startera oba czterocylindrowce momentalnie budzą się do życia i od razu pracują równo, przy czym Yamaha z deko wyższymi obrotami biegu jałowego. Bokser też potrzebuje chwili, aby wyjść z letargu, a następnie całkowicie oddać się równej, niczym niezakłóconej pracy. Nie ma mowy o wibracjach, które dolegały mu jeszcze niedawno, czy o gardłowym rzężeniu. Ale ciche bulgotanie niknie, gdy energiczniej odkręcić gaz. Takie zachowanie jest zamierzone. Sterowany elektronicznie zawór w wydechu jeży wielbicielom bokserów włosy na plecach: energicznym ruchom gazu towarzyszy soczysty, niemal bezczelny ryk, choć niesprawiający wrażenia natarczywego i prostackiego.
Gangiem Bandit 1250 nie jest w stanie zabłysnąć, tak samo zresztą jak raczej niepozornym wyglądem. Z grubaśnego komina dochodzi stłumiony, cichy szum, przez niemal cały zakres obrotowy wibracje są praktycznie niewyczuwalne. Kto postrzega jazdę motocyklem jako doznanie zmysłowe i ma nadzieję na wrażenia akustyczne, ten się rozczaruje.
Ulubiona trzęsawka
W XJR-ze przyciągają klasyczny wygląd rodem z minionych dziesięcioleci i technika youngtimera. Między 3000 a 4000 obr/min silnik wyraźnie wibruje, nie jest to jednak powód do narzekań, a fani wręcz uwielbiają tę trzęsawkę. Czterocylindrowa rzędówka brzmi tak delikatnie, że sprawia wrażenie mocno skastrowanej, jednak jest nadzwyczaj żywiołowa, o czym można przekonać się bardzo szybko, bo już po zaciśnięciu stosunkowo twardej klamki sprzęgła, zapięciu jedynki w lekko i precyzyjnie pracującej skrzyni i ruszeniu na niewielkich obrotach. Wtedy do akcji wkracza dająca się miękko dozować moc – bez krzyku, gwałtu i nerwów, ale stanowczo i zdecydowanie.