Benelli dało sobie spokój ze skuterami. I tak były bez szans w walce z Piaggio i Vespą oraz konkurencją z Dalekiego Wschodu. Teraz Benelli produkuje tylko motocykle – to dobrze. Z trzycylindrowymi silnikami – jeszcze lepiej. Dlaczego? Bo świetnie brzmią, wygraniają nie gorzej i są inne niż wszystkie. Dwucylindrowce to domena Aprilii, BMW, Ducati i Moto Guzzi. Czterocylindrowce powstają przede wszystkim w Japonii. Trzycylindrowce? OK, Triumph. Anglicy odnieśli dużo sukcesów z Daytoną 955i, powodzeniem cieszył się też Speed Triple. A co teraz? Krążowniki, ret trobike’i... Ale i oni z pewnością kiedyś przypomną sobie o trzech garach.
Istnieje jednak pewna nisza rynkowa. Pozostaje tylko wcisnąć w nią budzącego pożądanie streetfightera. Powinno to być rozwinięcie idei Triumpha – trzycylindrowiec o dużej mocy na niskich obrotach, osadzony w najwyższej jakości sportowym podwoziu. I tak dochodzimy do Benelli TnT 1130.
Pierwsze spojrzenie ma wzbudzać strach i zachwyt równocześnie. Przodzik i reflektor przypominają szczerzącego zęby tyranozaura. Obie chłodnice są usytuowane obok głowic cylindrów. Z tyłu jest tylko tłumik. Wygląda to oryginalnie, odważnie, wręcz wariacko. Włosi chyba rodzą się z fantastycznym wyczuciem stylu. Włosi? Nic podobnego! TnT 1130 zaprojektował Brytyjczyk Adrian Morton. Ponieważ studiował razem z dzisiejszym szefem stylistów Ducati Pierrem Terblanche’em, być może ukradł mu nieco talentu.
TnT stoi na ulicy gotowy do zdjęć. Robi się małe zbiegowisko. Fotograf szaleje. W zbiorniku wachy pod korek, maszyna wręcz błaga, by ją odpalić. Ale to nie taka prosta sprawa – stacyjka kryje się głęboko za główką ramy. Trzeba zdjąć rękawicę i chwytając kluczyk czubkami palców przekręcić go w pozycję „On”. Słychać szum pompy paliwa, potem krótkie wciśnięcie guzika rozrusznika ożywia silnik. Kilka ruchów rączką gazu. Silnik mruczy obiecująco. Swoją karierę zaczynał jako krótkoskokowa jednostka wyścigowa. W MŚ Superbike Tornado Tre ambitnie, choć najczęściej nieskutecznie, gonił stado innych maszyn i tylko jego gang budził jęki zachwytu. Szosowa wersja Tornado Tre fascynuje do granicy 12 000 obr./min, ale przeciwko japońskim czterocylindrowcom niewiele może zdziałać.
TnT 1130 jest zupełnie inny niż większość maszyn, a to dzięki pewnemu sprytnemu patencikowi. Skok tłoka wynosi obecnie 62 mm. Obniża to górną granicę obrotów – kończą się one na 10 500 – ale w połączeniu z dopracowaniem tłoków i komór spalania zapewnia świetną dynamikę już na niskich obrotach. Widać to przy pierwszym delikatnym otwarciu gazu na rondzie. Tył łapie potężny ślizg. Możliwe, że w tym miejscu asfalt był śliski, ale brutalna reakcja już przy 3000 obr./min budzi czujność. Taki powinien być silnik tkwiący w groźnie wyglądającym motocyklu.
![]() |
![]() |
![]() |
Lekki i sztywny ażurowy wahacz. | Takiego odwłoku motocyklowy świat jeszcze nie widział. | Hamulce Brembo – dobre, ale nie zachwycają. |
Żaden papierowy tygrys, tylko prawdziwy mięśniak – oto zespół napędowy Benelli. Obiecano 117 Nm. Nieźle. Od 3000 obr./min moment wynosi już 90 Nm. Wystarczająco dużo, aby w chwilę rozgrzać opony. Przychodzi to tym łatwiej, że przełożenie jest przyjemnie krótkie. O tym już od dawna zapomniano. Ze względu na przepisy dotyczące hałasu, motocykle od lat są za długo przełożone. Im niższe obroty, tym cichsza jest maszyna, lepiej więc dać z tyłu jeden ząbek mniej. Ale można to zrobić inaczej. Po prostu zamyka się system przesłon w układzie wydechowym. Rozwiązanie przejęto z samochodów. Jest także spotykane w niektórych motocyklach – kiedyś wprowadziła je Yamaha pod nazwą Exup. Równocześnie działa drugi system klap usytuowany w układzie dolotowym, co ma poprawić przebieg momentu obrotowego.
Benelli rusza z kopyta, przez chwilę przyczaja się w pewnym zakresie obrotów, aby potem ostrzej przyspieszyć. Temperamentu ma aż nadto, aby wyprzedzić facetów w samochodach z przyklejonymi do uszu komórkami. Może to robić albo ze ślizgającym się tylnym, albo z lekko uniesionym przednim kołem. Uznanie gostków zwariowanych na punkcie motocykli – gwarantowane. Na górskich serpentynach najlepiej sprawdzają się albo turystyczne enduro, albo właśnie Benelli TnT. Szeroka kierownica mogłaby nawet pochodzić z enduro. Boczne chwyty powietrza pasowałyby do crossówki. Takie wrażenie ma się, siedząc na TnT – niedbale i wygodnie, z przesunięciem do przodu na tyle, ile potrzeba do sportowej jazdy. Przypomina to pozycję na MV Agusta Brutale. Sportowy F4 jest wspaniały, ale niewygodny. Brutale jest wygodne, niedbałe, a podczas jazdy reprezentuje taką samą klasę. TnT jeździ chyba lepiej od sportowego Tornado. Gwarantuje większy komfort, jest poręczniejszy, a sztywniejsza rama zapewnia lepsze wyczucie maszyny.
Benelli można wspaniale wprowadzać w zakręty – poddaje się kontroli nawet w głębokim pochyleniu, zachowując stabilność także na szybko przejeżdżanych, nierównych nawierzchniach. Żadnego trzepania kierownicy, żadnego wężykowania, po prostu czysta przyjemność, która nie wiąże się z żadnymi kompromisami. Zawieszenia zapewniają dobrą przyczepność opon. Jedynie silnik raz za razem powoduje uślizg tylnego koła. Producent podaje moc 137 KM. W hamulcach Benelli polega na Brembo przedostatniej generacji. Proste zaciski czterotłoczkowe. Funkcjonuje to przyzwoicie, ale żadnych fajerwerków.