Do nierównej walki z czasem wzięliśmy trzy skutery. W szranki stanęły Benzer Colorado 2, Inca Wiki 50 oraz Kingway Purga. Obóz założyliśmy nad zalewem w Sieniawce niedaleko Wrocławia. Był ciepły, słoneczny, sierpniowy dzień. Rozleniwionych turystów nieco zaskoczyło dwunastu typa krążących wokół trzech skuterków. To był czas ostatnich przygotowań – budowania obozowiska oraz depot z narzędziami i miejscem do tankowania, rozprowadzenia zasilania (agregat) oraz rozpoczęcia dokumentacji. Złośliwie postanowiliśmy bowiem zapisywać/nagrywać/ fotografować wszystko, co się działo ze sprzętami. Był to także czas na przedstartowy przegląd – kontrolę ciśnienia w oponach czy uzupełnienie poziomu oleju. Z naszych ubiegłorocznych doświadczeń (patrz: MOTOCYKL 9/2009, s. 98, „Nie ma litości”) wiedzieliśmy, że jeśli wszystko pójdzie jak z płatka, na liczniku każdego ze sprzętów przybędzie aż po około 1000 km!
Mocy, przybywaj!
No i przybyła: 10,09 KM na trzy sprzęty... Rzuciło nas na kolana... Cierpliwość, pokora i żelazny tyłek – oto cechy idealnego jeźdźca testowego. Największy wkład w moc miał Kingway Purga (4,08), najmniejszy jedyny czterosuw w stawce – Inca Wiki (2,26 KM). Jednak szybko okazało się, że w tym gronie nie tylko o moc chodzi. Lżejsza o równe 20 kg i słabsza zaledwie o 0,25 KM Inca bez problemu zostawiała w tyle sportowo wyglądającego Benzera Colorado 2. Więcej – na podjazdach zbliżała się do oddławionego Kingwaya. Wiki ujęła nas dobrą widocznością w lusterkach oraz przyzwoitym wykonaniem. Nic nie dzwoniło, nie trzeszczało i nie odpadało (przynajmniej na początku). Za ważne uznaliśmy, że jako jedyna w stawce nie miała chińskiej wersji ABS-u (czytaj: Absolutny Brak Skuteczności).
Już na starcie nieco stuningowaliśmy Benzera: w odstawkę poszedł kufer, dwa okrążenia później to samo spotkało centralną podstawkę. Nie było już mowy o szpanie i krzesaniu iskier na każdym winklu, ale zdecydowanie poprawił się prześwit w złożeniu, a co za tym idzie bezpieczeństwo oraz średnia prędkość okrążenia. Kilka kilogramów mniej to już coś.
Wygląd jest chyba największym atutem Colorado 2. Wzrok przyciągają sportowy wydech oraz tarcze hamulcowe typu wave. Ani o silniku, ani o prowadzeniu, ani o hamulcach (szczególnie przednim z „ABS-em”) nie da się powiedzieć nic dobrego. Widoczność w lusterkach i wygoda kanapy to pobożne życzenia. Na szczęście opony Duro trzymały nie najgorzej, nawet na mokrym.
Pod względem komfortu równych sobie nie miał Kingway. To głównie zasługa rozmiarów – jest o 240 mm dłuższy od najmniejszej w stawce Wiki. Także kanapa jest dość wygodna. Niemniej we wszystkich bez wyjątku przypadkach najlepszą metodą było zajęcie pozycji na siedzeniu pasażera. Grzesznicy wybierali jazdę na kolanach, buddyści w pozycji kwiatu lotosu (prawie). Co kto lubi...
Ready to race
Naklejka Sport Edition na owiewce Kingwaya zobowiązuje. Największa moc w stawce, a do tego w pełni oddławiony silnik pozwalają zostawić rywali za plecami. Stosunek mocy do masy = 0,042 KM/kg (dla porównania: Yamaha R1 = 0,88 KM/kg) może budzić uśmiech politowania, ale Purga w sprzyjających warunkach pozwalała się rozpędzić nawet do 80 km/h. Jednak podjazdy nie są jej najmocniejszą stroną – prędkość spadała na tyle, że jadący Incą mógł pokusić się o atak. Tarcze hamulcowe typu wave wyglądają bajerancko, ale ich skuteczność nie poraża. To nijak ma się do sportowego imidżu. Ustrojstwo udające ABS przy przednim zacisku należałoby w pierwszej kolejności odkręcić i wyrzucić. Daleko.
Pierwsza krew
Aż(!) przez prawie dwie godziny nic się nie działo. Od śmierci z nudów uratował nas Kingway. O godz. 13.25 (wystartowaliśmy o 11.30) oklapł mu plastik, który robił za osłonę lewej goleni widelca, zaraz potem tą samą drogą poszły lusterka. Srytytka połowicznie rozwiązała problem – na lusterka nie pomogła. Niecałe 3 godziny później padł włącznik stopu. Takie wydarzenie po zaledwie 284 km to siara.