Pomysłowy Frank
Ależ ten facet ma pomysły! Dwa lata temu zadzwonił i spytał: „Masz może ochotę przejechać się motocyklem z silnikiem V12?”. Miałem. Tydzień później stanąłem przed jego dziełem: masa 780 kg, rozstaw osi jak z Wrocławia do Katowic, zawracanie niemal niewykonalne. Niedawno zadzwonił znowu. Tym razem powiedział nie o 12, lecz o 9 cylindrach, tyle że ułożonych w gwiazdę – silnik z samolotu w motocyklu. Nieco zmroziło mnie ostatnie zdanie tej rozmowy: „Weź jakieś porządne ciuchy, bo silnik może wybuchnąć”.
Witający mnie na parkingu przed swoją firmą 51-letni Frank Ohle ma na sobie czarny T-shirt z białym napisem „Czerwony Baron – 50 zwycięstw w powietrzu”. Jego motocykl nosi właśnie nazwę „Czerwony Baron”. T-shirt i maszyna są hołdem dla barona Manfreda Albrechta Freiherra von Richthofena – niemieckiego asa lotnictwa myśliwskiego z czasów I wojny światowej o pseudonimie Czerwony Baron.
Ptaki umilkły
Przed jazdą Ohle ma parę rad: „Uważaj, bo może się zdarzyć, że silnik nie wytrzyma. Jeszcze niedotarty. Zwróć uwagę na prześwit. Trochę się przeliczyłem i jest niewielki, więc z lewej strony boczna podstawka szybko przyciera o asfalt. Aha, i skrzynia biegów ciężko chodzi, ale z tym sobie poradzisz. Pedału hamulca nie ma. Heble są sprzężone, więc wystarczy zaciągnąć klamkę”. „Tak jest, baronie, będzie dobrze!” – odpowiedziałem. „Aha! – dorzucił wtedy Frank. – Promień skrętu jest… dość spory. Sam frezowałem główkę ramy i tu też przestrzeliłem. Obrót kierownicy powinien być większy. Nie do końca da się tym jeździć…”.
Idziemy z Frankiem do hali. Oto Czerwony Baron. „Trochę ciężko się toczy” – mruczy Ohle, kopnięciem składa boczną stopkę i wyprowadza swoje dzieło na parking. Bike wprawił mnie w osłupienie. Zresztą nie tylko mnie: robotnicy przerwali pracę, mam wrażenie, że ptaki umilkły na drzewach. Ile godzin poświęcił na zrobienie tego cacka? „Godzin? Ze 20 miesięcy to trwało!”.
Potem spokojnie opowiada o przedsięwzięciu, w którym wszystko, absolutnie wszystko jest dzikim szaleństwem. Jego pierwszym przejawem był silnik. Frank w Australii znalazł odpowiedni. Firma Rotec z Melbourne produkuje silniki gwiazdowe o siedmiu i dziewięciu cylindrach. „Gdy do nich zadzwoniłem, oczywiście zapytali, do jakiego samolotu potrzebuję tego silnika. Jak powiedziałem, że do motocykla, gość po drugiej stronie rzucił słuchawką. Myślał, że jaja sobie z niego robię”.