BMW R 1200 RT
Gdy dosiądziesz tej maszyny, będziesz wiedział, że masz sprzęta do podróży we dwoje, będziesz cieszył się szybkim pokonywaniem sporych odległości, a wszystko to w odpowiednim komforcie i stylu. |
Jest kolorowo: wyświetlacz TFT to mocny kontrast i sporo informacji. Za świetnie dopasowaną nawigację trzeba dopłacić. |
Grzane oba miejsca na kanapie to dobrodziejstwo podczas jazdy w zimne dni. W sprzęcie klasy R 1200 RT to wręcz obowiązek. |
Zakresy pochylenia i wysokości elektrycznie regulowanej szyby są olbrzymie. |
W mattighofen zapomniano o pędzie powietrza?
Gdy z BMW przesiadłem się na KTM-a, zdziwiło mnie, z jak wielu stron może atakować pęd powietrza: kolana, szyja, ramiona... Jakby na pocieszenie na KTM-ie siedzę pochylony do przodu bardziej niż na innych sprzętach, dzięki czemu mam do dyspozycji najlepszy z całej trójki feedback przedniego koła. Owszem, nadgarstki są przez to troszkę mocniej obciążone, ale przeszkadza to jedynie podczas wolnej jazdy.
Czy rozmiar ma znaczenie? W przypadku Yamahy tak, bo dysponuje ona największym rozstawem osi, najbardziej od pionu odchylonym kątem główki ramy i największym wyprzedzeniem. Niestety, ma też wysoko i daleko z tyłu umieszczone kufry, które, gdy są załadowane, sprawiają, że podczas szybkiej jazdy pojawia się nerwowość. Wystarczyło jednak porzucić tłumienie Soft, ominąć Standard i wybrać twarde (każde z tych ustawień ma po 7 podstopni), aby problem znikł.
Jadąc na beemce lub Yamaszce masz idealny przegląd sytuacji. Szeroki ster Super Ténéry jest osadzony na wysokich mostkach, przyjemnie zaś wyprostowana, komfortowa pozycja to coś w sam raz na pokonywanie długich dystansów. Wersja ZE nie jest wprawdzie tak bezpłciowa, jak pierwsze Super Ténéry XT 1200 Z, jednak ciągle trudno uwierzyć, że pracuje tu silnik o pojemności aż 1200 cm3. Podczas przyspieszania, próby elastyczności na szóstym biegu i sprawdzianu prędkości Yamaha wypadła tak sobie. Trzeba było często mieszać biegami. A przecież Multistrada 950, dysponująca taką samą mocą, potrafi o wiele więcej.
Na Erteku jak w salonie
Na pokładzie erteka poczujesz się jak w eleganckim salonie. W sporych owiewkach zamontowano głośniki zestawu audio, świetna, dostępna w opcji, nawigacja BMW robi, co do niej należy, a pokładowy komputer z kolorowym wyświetlaczem TFT dostarcza mnóstwa informacji. Mało tego – za olbrzymią elektrycznie regulowaną szybą jechałem ponad 200 km/h z otwartą szybą. Czad! Yamaha też nieźle chroni przed pędem powietrza, niemniej to, co oferuje BMW, to kosmos. A do tego siedzę na dużej, miękkiej, najniższej w testowej trójce kanapie. Co fajne, gdybym zechciał, mogę szybko zwiększyć jej wysokość. Mało tego – napędzający sprzęta bokser imponuje kulturą pracy.
Otoczony komfortem siedzisz Na BMW niczym w klubowym fotelu.
Największe wibracje stwierdzam w widlaku KTM-a, przy czym (na szczęście!) mieszczą się one w granicach tolerancji, tzn. nie irytują. Najmniej telepie sprzętem twin Yamahy. Wracając do beemki – skrzynia biegów erteka rocznik 2017 to bajka. No tak, ale nic w tym dziwnego, bo przecież właśnie R 1200 RT był pierwszą maszyną seryjną wyposażoną w quickshifter umożliwiający zmianę biegów w górę i w dół bez użycia sprzęgła. Teraz, niezależnie od tego, czy z quickshifterem, czy bez niego, zmiana biegów przebiega bardzo płynnie.
Następnego ranka, po odpaleniu na zimno, najwyżej kręci KTM, niemniej mechaniczne stukanie silnika jest dobrze tłumione. Twin Yamahy brzmi gorzej: gang z nieciekawego tłumika jest bez wyrazu. Z kolei napędzający BMW bokser dudni nisko, ale też szału nie ma. Ruszamy. W KTM-ie sprzęgło łapie na ostatnich milimetrach skoku klamki. To kiepsko, bo austriacka maszyna wymaga użycia największej siły do jego obsługi. Najlżej chodzi klamka w BMW.