Nie da się ukryć – Harley-Davidson FLHRC Road King Classic to solidny kawał żelaza: ponad 370 kg masy i niemal 240 cm długości. Jednak masa i gabaryty doskwierają jedynie do chwili, gdy maszyna ruszy. Gdy człowiek do niej przywyknie, bez stresu będzie śmigał między stojącymi w korku autami.
Niemało kłopotów
Nowiuteńki Road King, skazany na 25 tys. km w naszym towarzystwie, zawitał do nas w październiku. Do dziś nawinął ponad 12 tys. km i jak dotąd nie sprawił większych kłopotów. Ot, trochę pokapał olejem, urwał kabelek od klaksonu i wymusił dociągnięcie odkręcających się pod wpływem wibracji tylnych kierunkowskazów.
Po 11,5 tys. km z piasty przedniego koła zaczęły dobiegać niepokojące piski. Skończyło się wymianą obu łożysk w przednim kole. Była to trzecia wizyta w warsztacie. Poprzednie dotyczyły przeglądów. W lutym, po przejechaniu 1600 km, wymieniono filtry powietrza i oleju oraz oleje w silniku, sprzęgle i skrzyni biegów – koszt 1071 zł. Przegląd po 8000 km wyszedł taniej – 869 zł. Ostatnia wizyta była gratis: łożyska wymieniono w ramach gwarancji.
Road King to prawdziwy król szosy. Wielkie, dobrze tapicerowane siodło i szerokie podłogi pozwalają zająć wygodną pozycję, szeroka, gruba kierownica dobrze leży w łapskach, natomiast niewielkie lusterka zapewniają co najwyżej przyzwoity widok do tyłu. Szyba dobrze chroni klatę i twarz przed pędem powietrza i robalami. Podczas szybkich przelotów można jedynie narzekać na wiatr uderzający w kolana i próbujący oderwać stopy od podłóg. Recepta jest prosta: zwolnienie do przepisowej prędkości.
Skoro o prędkości mowa, warto wspomnieć, że ulokowany na zbiorniku pokaźny prędkościomierz zaopatrzono w niewielki wyświetlacz, na którym można odczytać przebieg całkowity, dwa przebiegi dzienne, godzinę i orientacyjny zasięg. Przydaje się zwłaszcza ta ostatnia funkcja, bo umieszczony w atrapie lewego wlewu wskaźnik paliwa jest niedokładny.