Bez dwóch zdań – główna myśl, która towarzyszyła konstruktorom Sportstera to stworzyć motocykl do szpanowania. Sprinty między knajpami i lansowanie się po mieście to jego żywioł.
W słuchawkach mam „Kneipenterroristen” (Knajpiani terroryści) – cover niemieckiej kapeli Böse Onhelz wykonywany przez Defekt Muzgó. Oglądam dużego Sportstera w wersji Low i w pewnym momencie wpada mi do łba, że ten kawałek mówi o tym motocyklu. Low oznacza kanapę umieszczoną najniżej w rodzinie XL Harleya, bo tylko 668 mm od gleby. Czarny, błyszczący lakier w połączeniu z chromami i mrożonym lakierem na bloku silnika i żeberkach cylindrów – nawet buntownik musi być stylowy. Również klasyczne, szprychowane koła mogą się podobać. Z przodu na 19-calową felgę założono kapeć o szerokości 100 mm, z tyłu 16-calową obręcz obuto w laczek o szerokości 150 mm – trochę wąski, ale nie ma tragedii. Bardzo przypadła mi do gustu niewielka przednia lampa, która jednak dobrze sobie radzi z oświetleniem drogi po zmierzchu. Z kolei sterczący nad nią prędkościomierz z zestawem kontrolek wygląda co najwyżej tak sobie, na szczęście jest czytelny.
Dźwięk z dwóch krótkich wydechów wykastrowała norma Euro 3. Sytuację uratuje banknot wydany na akcesoryjne puszki. Pozycja za sterami średnio mi się spodobała – trochę tu mało miejsca. W przypadku kanapy postawiono na design – wygląda zajefajnie, ale masakrycznie traktuje dolną część pleców. Do tego za wąska i za bardzo wygięta do tyłu jak dla mnie kierownica, co przy moim słusznym wzroście wymusza przyjęcie skulonej pozycji. Pierwsza przejażdżka o mały włos nie zakończyła się spotkaniem z glebą. Jakiś amerykański mózg (chyba zdefektowany) tak umieścił podnóżki, że przy podnoszeniu nogi w czasie ruszania zahaczałem o to cholerstwo! Na szczęście, można się do tego przyzwyczaić.
|
|
|
|
Układ wtrysku paliwa w Sportsterze to było niezłe posunięcie. |
Mała rzecz, a cieszy – wlew oleju fajnie wygląda. Poziom mierzymy bagnetem.
|
Dwa amortyzatory z tyłu to ukłon w kierunku klasyki. |
V-twin łatwo i chętnie wkręca się na obroty i lubi, jak daje mu się w palnik. Wtrysk paliwa okazał się dobrym posunięciem. Spory moment już od niskich obrotów pomaga zostawić za plecami katamaraniarzy, a nawet kolesi na plastikach – chociaż tych tylko na chwilę. Klamka sprzęgła pomoże wyrobić mięśnie lewej dłoni. Pięciobiegowa skrzynia działa jak na Harleya przystało – zapięcie każdego biegu potwierdza głośne „klonk”.
Zabawa rozkręca się na dobre, kiedy droga jest prosta jak strzała, a pod kołami wije się równy asfalt. W takich warunkach zawiasy dają radę. Tylne amorki mają regulację napięcia wstępnego sprężyn. Dość twardo zestrojony widelec pozbawiono jakiejkolwiek regulacji, ale to nie przeszkadza. Przedni dwutłoczkowy zacisk dość skutecznie wgryza się w tarczę o średnicy 292 mm, jednak wymaga sporej siły. Ze względu na rozłożenie mas, warto pomóc mu depnięciem na dźwignię tylnego hebla.
|
|
|
|
Mała lampa zadziwiająco skutecznie spełnia swoje zadanie po zmroku.
|
Nad stacyjką umieszczono blokadę kierownicy; do tego mamy alarm. |
Do skutecznego hamowania warto użyć obu hebli jednocześnie. |
Schody zaczynają się na pierwszym winklu. Zawiechy jeszcze nie wymiękają, Dunlopy też trzymają całkiem nieźle, ale znienacka pojawiają się iskry. W prawych zakrętach trą wydechy, w lewych – boczna stopka. Miałem pełne gacie, kiedy się okazało, że Hadeka nie można już głębiej złożyć. Druga rzecz – Sportster w wersji Low nie lubi nierówności. Co ciekawe, na początku wydaje się, że dwa tylne amorki zestrojono bardzo twardo, ale w czasie jazdy np. po bruku kręgosłup mocno przypomina o sobie, a zawieszki dobijają. Również prześwit (112 mm) sprawia, że wyrwy w jezdni są wrogiem nr 1. Nabiera to strategicznego znaczenia, kiedy na pokład zabierzemy pasażerkę. Ja zrobiłem ten błąd. Miejsce pasa żera jest symboliczne, siodło twarde jak diabli, a na domiar złego amorki mają większą tendencję do dobijania. Ile się nasłuchałem o kanapie w Sportsterze po 50-kilometrowej trasie to moje. Na szczęście jest druga strona medalu – snop iskier z wydechu zawsze robi wrażenie...