Gdy po raz pierwszy patrzyłem na tę maszynę, przeniosła mnie ona do lata 1944 roku, kiedy to alianci wylądowali w Normandii, a z okrętów desantowych wyjechały na brzeg tysiące Harleyów WLA wiozących żujących gumę wojaków uzbrojonych w automaty Thompson przewożone w skórzanych kaburach mocowanych do przedniego zawieszenia. „Kurczę, gdybym sprawił sobie taką maszynę, na bank zaraz dodałbym i taki pokrowiec, i szybę z brezentową osłoną!” – pomyślałem.
Odpalenie wielkiego chłodzonego powietrzem silnika Screamin’ Eagle Twin Cam 110B o pojemności 1800 cm3 tylko potęgowało to uczucie. Dźwięki, które wydaje obudzony do życia kolos, najpierw przypominają strzały z działka przeciwlotniczego, a potem ryk ciężkiego karabinu maszynowego. Nie bez powodu podwójnemu wydechowi Slima S dano nazwę „shotgun”
CRUISEREM NA TOR?!
Nacieszywszy oczy i uszy, siadam za sterami. Pozycja jest odprężona, stopy mają wygodnie na wielkich podłogach, a szeroki ster dobrze leży w dłoniach. Wykończenie jest na poziomie innych maszyn z Milwaukee. Pierwszy bieg wskakuje z charakterystycznym łupnięciem. Mimo że motocykl z paliwem waży aż 321 kg, gdy tylko rusza z miejsca masz wrażenie, że część z tych kilogramów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki gdzieś się ulatnia. Prowadzi się lekko, jak na cruisera tej wielkości jest bardzo poręczny, no i ma niesamowitego kopa.
![]() |
![]() |