Bez dwóch zdań – poprzednie modele – począwszy od F-jedynki, pokazanej w 1987 roku, aż po F4i – przeszły do legendy. Honda chlubi się (i ma rację), że tylko w Europie od początku produkcji sprzedano aż 231 000 CBR-ek 600 F. Teraz, po pięciu latach przerwy (F4i zamordowała zaostrzona w 2006 roku norma emisji spalin), cebeerka z F w nazwie wraca do gry.
Nie ma się co spodziewać rewolucji – do latania po torze wyścigowym nadal ma służyć wersja RR. Efka ma być sportowym motocyklem nadającym się do codziennej jazdy po ulicach. Można się po niej spodziewać wyższego komfortu, ułatwiania życia użytkownikowi, ekonomii i – jak to u Hondy bywa – sprzyjania ekologii. Ramę i zawieszenia przeniesiono żywcem z Horneta, wahacz i amortyzator pamiętają czasy F4i. Również silnik zdążyliśmy już poznać: to konstrukcja bazująca na piecu CBR 600 RR z 2007 roku. Zadbano przede wszystkim o niski i środkowy zakres obrotów kosztem mocy maksymalnej. Tylko czy o to chodzi w maszynie o sportowym charakterze?
Easy to go
Ludzie z Hondy podkreślali, że priorytetami były łatwość obsługi, poręczność oraz elastyczność. Nie pominięto oczywiście komfortu. Odpowiedzialność za stylistykę spadła na Valerio Aiello z Włoch. Zresztą tam też będzie produkowana nowa cebeerka. Wszyscy mający obawy co do włoskiej solidności mogą spać spokojnie – silniki mają powstawać w Japonii. Włosi będą tylko składać wszystko w całość.
Na prezentacji dużo mówiono o ponadczasowych liniach i czystości formy. Valerio Aiello twierdził, że inspirował się brytyjskimi samochodami sportowymi... Chyba zapomniał dodać, że lubi wino, i to wyłącznie w dużych ilościach. Nowe wcielenie CBR 600 F stylistycznie nie rzuca bowiem na kolana, na szczęście nie ma też powodów do poważnych narzekań. Może się podobać przednia lampa á la VFR i tył á la CB 1000 R. Oto mamy kolejny poprawnie i solidnie wykonany motocykl. Tylko tyle albo aż tyle. Zależy, co komu pasuje.
Trzeba przyznać, że maszyna od razu wzbudza zaufanie – siadasz za sterami i czujesz się, jakbyś gadał ze starym znajomym (F4?). Wszystko jest dokładnie tam, gdzie się tego spodziewasz. Ergonomia na piątkę. Do pełni szczęścia brakuje tylko regulowanej klamki sprzęgła, ale to detal. Strzałem w dziesiątkę jest pozycja jeźdźca – wycelowana między RR-ę a Horneta. Masz sportowo, a przy tym męczysz się tylko trochę. To w dużej mierze zasługa ugięcia kolan pod rozsądnym kątem oraz wysoko zamontowanych clip-onsów. Złego słowa nie można powiedzieć również o kanapie. Żeby nie było za różowo, zabrakło wyższej szyby – myślę, że akcesoryjna jest dobrym pomysłem. Jeśli jesteś wysoki i nie chcesz się składać jak scyzoryk, pęd powietrza przyjmujesz mniej więcej pod kask.
Wojna i śmiech W porównaniu z RR-ą, nowa efka jest całkowicie z innego świata. Tutaj nie skupiasz się jedynie na jak najszybszym pokonaniu jakiegoś odcinka i urwaniu kilku dziesiątych sekundy. Przestajesz się aż tak napinać, masz czas, żeby się trochę rozejrzeć dookoła. Sprzyjają temu wygodna pozycja za sterami oraz silnik.
Czterocylindrowca umieszczono w aluminiowej ramie grzbietowej – znanej z Horneta. Dzięki niewielkim jego rozmiarom inżynierowie mieli spore pole manewru, jeśli chodzi o scentralizowanie masy oraz uzyskanie optymalnego rozkładu mas między przednim a tylnym kołem. Jak na „600”, jednostka napędowa jest zaskakująco elastyczna. Na pochwałę zasługuje również natychmiastowa reakcja na gaz. Powyżej 4000 obr/min możesz zachować się jak chopperowiec: zapiąć szóstkę i zapomnieć o precyzyjnie działającej skrzyni biegów. Co prawda przyspieszenie bardziej kojarzy się wtedy z tankowcem, niemniej można. W czasie redukcji przy ok. 6000 obr/min pojawiają się wibracje. Na szczęście nie są upierdliwe i dość szybko znikają.
Honda pokazuje pazury w momecie, gdy w brzydkim jak listopadowa noc kokpicie (z Horneta) słupkowy obrotomierz minie cyfrę 8. Maksymalne 102 KM silnik osiąga przy 12 000 obr/min. Moment obrotowy nie rzuca na kolana (64 Nm przy 10 500 obr/min), ale to w zupełności wystarcza do nawet bardzo dynamicznego przemieszczania się. Nie tylko w teorii silnik lubi obroty. Podobnie jak w przypadku poprzednich efek, jeśli chcesz pojechać ostrzej, musisz przeprosić się ze skrzynią biegów i ostro w niej mieszać. Wtedy na krętej drodze cebra leci jak na skrzydłach. Sprzyjają temu bardzo dobre wyważenie oraz poręczność. Na krętych i mokrych hiszpańskich dróżkach nie zdołałem zmusić zawieszeń do kapitulacji – zawsze miały rezerwy.