Wśród producentów motocykli turystycznych od pewnego czasu nie widać rewolucyjnych nastrojów. Podobnie jak przed rokiem, także w ofercie na ten sezon nie ma niczego nowego. W związku z tym w tegorocznym Alpen Masters doszło do dosyć niezwykłej konfrontacji – do porównania kilku mocno różniących się koncepcyjnie modeli.
Kawasaki wystawiło do rywalizacji potężnego 1400 GTR-a, chyba najbardziej klasycznego turystyka, Suzuki reprezentowała pokazana również pod koniec ubiegłego roku Hayabusa, oferująca podróże w sportowym stylu. Triumph ubiegłej zimy wprowadził na rynek ogromny podróżniczy krążownik z seryjną szybą i kuframi – Rocketa III Touringa. Honda wciąż zwleka z oficjalną premierą długo oczekiwanego następcy VFR-y, dlatego jej motocykl dołączył do testu w ostatniej chwili. DN-01, chociaż nie jest typowym turystykiem, ma okazję pokazać, na co stać jego automatyczną skrzynię biegów. To ważne, wydaje się bowiem, że przynajmniej część maszyn turystycznych wkrótce zrezygnuje z mechanicznej zmiany przełożeń.
Honda: czas na automat?
Na trasie testowej DN-01 wykazuje geniusz konstruktorów jego automatycznej skrzyni biegów. Hydrostatyczny napęd mięciutko i niezauważalnie żongluje bezstopniowym przełożeniem, a przy ruszaniu odśrodkowe sprzęgło zabiera się do pracy bez szarpania. To wspaniałe przeniesienie mocy pasowałoby do maszyny turystycznej. Najlepiej do takiej, która miałaby większą pojemność silnika i większy moment obrotowy, zapewniający lepszą dynamikę. W DN-01 silnik robi bowiem wrażenie, jakby cały czas się wysilał. Nie sposób uniknąć wrażenia, że znaczna część mocy grzęźnie w skomplikowanej hydraulice skrzyni biegów.
Nie tylko pod względem technicznym, ale i stylistyki DN-01 jest maszyną jedyną w swoim rodzaju. Na parkingach oblegały go tłumy. Przy czym jedni oceniali go pozytywnie, a inni reagowali z nieukrywanym rozbawieniem. Równą z wyglądem oryginalność wykazuje ergonomia tej maszyny: jest wygodnie, ale tylko na pierwszych kilometrach. Wymuszona kształtem kierownicy i wysokimi podłogami wyprostowana pozycja na dłuższą metę męczy i osłabia. Po paru godzinach spędzonych w siodle Hondy nawet twardziele narzekali na skurcze i zesztywnienia. Co gorsze, zmiana pozycji nie jest możliwa – niczym w dybach. Szkoda, bo podwozie i zawieszenia zachwycają prowadzeniem i reakcjami.
Po przesiadce z innego motocykla potrzeba paru godzin, żeby wyczuć przednie koło. Pozycję bikera trzeba nazwać pasywną – tułów jest bardzo oddalony od główki ramy. Na tym tle zaskakuje, że DN-01 na przekór długaśnemu rozstawowi osi i oponie 190 dobrze trzyma kurs nawet na nierównościach. Dzięki zespolonemu układowi hamulcowemu i dobremu ABS-owi maszynka podczas hamowania spisuje się wręcz wyśmienicie. Żaden inny motocykl w tej klasie nie hamował tak efektywnie podczas zjazdów.
Jeśli DN-01 chciałby być turystykiem pełną gębą, musiałby mieć więcej mocy, miejsca na bagaż, komfortu oraz lepiej chronić przed pędem powietrza.
Heble wymiękają | |
![]() |
Podczas testu wystąpiły dwie nietypowe awarie hamulców: przewód hamulcowy tylnego hebla Rocketa III ucierpiał z powodu przegrzania. W poprzedniej edycji Alpen Masters to samo przydarzyło się Moto Guzzi Norge. Z powodu wadliwego montażu Kawasaki 1400 GTR (zdj. obok) zgubiło w trasie jeden z klocków hamulcowych. |