Indian Scout Sixty
Płynnie z zakrętu
Silnik, mimo że jest o 20 kilka koni słabszy od większej wersji, daje dużo frajdy. Najważniejsze jest w nim to, że nie stracił nic z elastyczności: prawie 89 Nm momentu robi robotę. Przyspieszanie od 40 km/h na piątym (najwyższym) biegu nie jest najmniejszym problemem – dodajesz ostro gazu, a silnik płynnie wyciąga cię z zakrętu. Nie ma tu mowy o silnych wibracjach, o jakimkolwiek dławieniu. Takie zachowanie to w dużej mierze efekt ogromnego i dość ciężkiego układu korbowego, zgrabnie redukującego drgania.
Moc pozwala bez problemu rozpędzić się do 140 km/h, jednak dalsza jazda w tym stylu nie ma żadnego sensu. Nie jest ani przyjemna (wieje straszliwie), ani potrzebna. Przecież tego typu sprzętami masz cieszyć się z jazdy, nie bijąc przy okazji rekordów. Dla mnie ważniejsze jest to, że skrzynia działa precyzyjnie i nie musiałem odrywać stopy od podnóżka, by zapiąć kolejny bieg. Na dodatek nie towarzyszy temu głośny stuk zazębiających się trybów. Sprzęgło pracuje na tyle lekko, że nawet dziewczyny nie będą miały problemu z jego obsługą. Choć motocykl nie jest lekki, bo z paliwem pod korek waży 246 kg, to niski środek ciężkości ułatwia wolną jazdę.
Siadasz i jest dobrze
W Sixty spodobała mi się pozycja za kierownicą. Gdy usiądziesz na niskiej kanapie (643 mm nad asfaltem), jesteś lekko pochylony do przodu, co nie męczy nawet na dłuższą metę. Podnóżki nie są wysunięte zbyt daleko do przodu. Z drugiej strony nie są aż tak blisko, żebyś na każdym zatrzymaniu zahaczał o nie łydką. Jeśli masz mniej więcej 180 cm wzrostu, Scout Sixty jest skrojony na twoją miarę. Kierownica – nie za szeroka ani nie za wąska – idealnie pasowała do wyglądu bike’a i długości moich rąk. Oczywiście cały czas musisz pamiętać, że mówimy o cruiserze. W nakedzie nie chciałbym tak szerokiej kierownicy.
Gdy przycisniejsz guzik rozrusznika, do twoich uszu dobiegnie muzyka – nie za cicha i nie za głośna, właśnie taka, jak powinna być. Jest jednak pewien warunek: bike musi mieć akcesoryjny wydech Remusa. Czy warto wydać na niego dodatkową kasę? Głupie pytanie! Moim zdaniem, ten wydatek jest wręcz obowiązkowy.
Przed laty styliści Harleya-Davidsona, projektując detale maszyn, odwalili kawał dobrej roboty. Nieważne, w którym modelu tej marki – klamka hamulca czy sprzęgła mają słuszną wielkość i masę. Najważniejsze przyciski, czyli rozrusznik i od kierunkowskazów, są duże i mięsiste. Po prostu takie, jak powinny być w cruiserze. W Indianie wszystko jest o oczko delikatniejsze i subtelniejsze. Nie tracą przy tym nic na funkcjonalności, jednak gdy oba motocykle staną obok siebie, guzikologia w H-D zrobi większe wrażenie.
Jestem na „tak”
Jeśli szukałeś w Indianie ducha tradycji, będziesz zawiedziony. Scout Sixty jest znakomicie wykonany i, choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, bardzo nowoczesny. Prowadzi się fajnie, lekko i przyjemnie. Na dodatek jest tańszy od zwykłego Scouta. Ja jestem na „tak”.