KTM 990 SM T, Triumph Tiger 1050 SE – blisko remisu

Tym razem to nie była kibolska ustawka. Jej organizatorami byliśmy my. Starły się w niej KTM 990 SM T z ABS-em i Triumph Tiger 1050 SE. Kto stał po niej na własnych nogach?

Asfalt roi się od drobnych pęknięć, a na osłoniętych drzewami zakrętach czai się rosa. Trudno utrzymać emocje w ryzach, ale nie dlatego, że termometr pokazuje ponad dychę na plusie. Powodem podniecenia są ogromne możliwości, które da się wyczuć w KTM-ie 990 SM T i Triumphie Tigerze 1050 SE. Na krętej drodze oznacza to spory zastrzyk adrenaliny. Nie są to ani typowe funbike’i, ani też maszyny turystyczne, mimo że pomarańczowi właśnie tak mówią o 990 SM T.

Od czterech lat Triumph toczy się na 17-calowych kołach, ma mocniejszy silnik i drapieżną sylwetkę. Przed trzema laty Austriacy postanowili zmienić supermoto z silnikiem o pojemności 990 cm3 w bike’a turystycznego. SM T, bo tak go nazwano, dostał większy zbiornik paliwa, wygodniejszą kanapę i mniejsze skoki zawieszeń.


Świetne angielskie serce
Krople wody z kałuż, pojawiające się na szybkach kasków, nakazują lekką napinkę, tak aby nie trzeba było wzywać busa do zabrania bike’a z rowu. Szerokie kierownice, wyprostowana pozycja, wygodne kanapy – to wszystko zachęca do spokojnej jazdy, pokazując, że te funbike’i potrafi ą nie tylko zap... Być może właśnie to było kluczem do ich sukcesu.

Wygodną pozycję na KTM-ie można porównać do przyjemności jeżdżenia w szytym na miarę kombinezonie. Do tego mamy lekko działające sprzęgło, płynnie wskakujące biegi i ostre jak brzytwa hamulce. Triumph to inna bajka: cholernie szeroki zbiornik paliwa, masywne dźwignie, ciężko pracujące sprzęgło czy gorsza precyzja zmiany biegów. Na dodatek Tiger jest aż o 23 kg cięższy od KTM-a.

Znaleźliśmy jedno, ale ważne usprawiedliwienie dla tej nadwagi. Jest nim silnik. Jego blok, skręcony całą masą śrub, wygląda niczym bliski eksplozji kocioł parowy w aluminiowej ramie. Ten potężny piec pod względem charakterystyki pracy jest wzorem, któremu niewielu dorównuje. Wibracje? Są, ale tylko te pozytywne. 120 KM wyciśniętych z litra daje radę.

triumph-tiger-1050-se-2011-03.jpg

 
triumph-tiger-1050-se-2011-02.jpg
 
triumph-tiger-1050-se-2011-04.jpg
 
triumph-tiger-1050-se-2011-05.jpg
Na Triumphie pasażer siedziznacznie wyżej. Olej w Tigerze mierzy się bagnetem. Zabrakłopieniędzy, czy pomysłu na szkiełko? Klik, klik i po sprawie: regulacja napięciawstępnego sprężyny kluczem.


Za i przeciw
Charakterystyka silnika KTM-a to całkiem inna bajka. Przy 3000 obr/min, czyli wtedy, gdy na Triumphie można wrzucić wyższy bieg, twin pomarańczowych dopiero się rozkręca. Trzeba odnotować, że inżynierom z alpejskiej wioski wreszcie udało się niemal całkowicie wyeliminować wkurzające szarpanie łańcuchem. Powyżej 3000 obr/min silnik po prostu kipi mocą. Pojemność zbiornika paliwa: odpowiednia do dalekich podróży (KTM: 19 l, Triumph: 20 l). Triumph łyka 5,5 litra paliwa na setkę, KTM – litr więcej. Czyli punkt dla angielskiego sprzęta.

Ochrona przed wiatrem w obu motocyklach wprawdzie ujdzie, ale nie rzuca na kolana. Czyli remis z lekkim wskazaniem na Triumpha. Dłuższa jazda z prędkością powyżej 150 km/h na obu maszynach sprawia frajdę dopiero z wyższą, akcesoryjną szybą. Bagaże na dłuższy wyjazd: oba sprzęty dają radę. SM T ma drogie, ale porządne, zapinane na maleńkich uchwytach quicklock, aluminiowe kufry. Tiger dostał też dwie walizki, ale z tworzywa. Kask nie zmieści się ani w tych, ani w tych.

Ceny? Tanio nie jest. Niestety. 49 900 zł za Triumpha w testowanej wersji SE (ABS, kufry, osłony dłoni i centralna podstawka w wyposażeniu seryjnym) kontra 52 900 zł za KTM-a.

ktm-990-sm-t-2011-04.jpg

 
ktm-990-sm-t-2011-02.jpg
ktm-990-sm-t-2011-05.jpg
ktm-990-sm-t-2011-06.jpg
KTM – wygodny kąt ugięcia kolan i dużo miejsca dlaplecaczka. Wystarczy jedno spojrzenie, żeby zobaczyć, czy nie trzeba dolać oleju. Oj, nie tak, panowie, nie tak! Za możliwość wygodnej regulacji pokrętłem trzeba dopłacić.


No to odwijamy!
Słoneczko powoli osusza kałuże. Pora dać czadu. Do tej pory obie maszyny szły łeb w łeb. Na ciasnych winklach po raz pierwszy widać przewagę jednego bike’a. Zakręt w prawo, w lewo, znowu w prawo – KTM-owi idzie to jak po maśle. W pewnym momencie diabeł podpuszcza: „Odkręć jeszcze bardziej!”. To możliwe, bo ogromną dawkę przyjemności z jazdy przyprawiono szczyptą zdrowego rozsądku w postaci ABS-u i komfortowo zestrojonych zawieszeń. Gdyby nie te ograniczenia prędkości...

Na szybszych odcinkach Triumph wymięka. Masa i gabaryty znacząco utrudniają przechodzenie z jednego złożenia w drugie. Motocykl prowadzi się mniej precyzyjnie, znacznie oporniej, a do jeźdźca dociera mniej informacji niż w przypadku KTM-a. Silnik – mimo że potężny – nie daje rady masie. Sport? Nie, dzięki – no, chyba że ktoś lubi ciężki oddech tygrysa w galopie. Najwyraźniej drapieżnik ma już swoje lata.

Remis ze wskazaniem Obie maszyny z pewnością spodobają się wielu, mimo że to i owo im dolega. Zamiast zaprojektować megaprzemyślane i superwygodne sprzęty, Triumph i KTM poszły inną drogą – dodały swoim bike’om kilka detali podnoszących praktyczność w codziennym użytkowaniu. Pod tym względem oparta na supermoto konstrukcja KTM-a ma minimalnie lepsze geny niż Triumph.

ktm-990-sm-t-triumph-tiger-1050-se-2011-05.jpg

1.
KTM 990 SM T. Wielki zastrzyk funu, świetne zawieszenia, znakomite prowadzenie i całkiem dynamiczny silnik. Od teraz listę pochwał trzeba wydłużyć o ABS. Rzadko kiedy emocje i rozsądek są ze sobą tak zgodne.
2.
Triumph Tiger 1050 SE. Wprawdzie silnik w dalszym ciągu kładzie konkurencję na łopatki, ale po zawieszeniach widać, że Tiger ma już swoje lata. Nadwaga i szeroki zbiornik paliwa zmniejszają jego szanse.

ktm-990-sm-t-2011-01.jpg
triumph-tiger-1050-se-2011-01.jpg

ktm-990-sm-t-triumph-tiger-1050-se-2011-02.jpg
ktm-990-sm-t-triumph-tiger-1050-se-2011-01.jpg
Zobacz również:
REKLAMA