RC 125 to chyba pierwsza tak wypasiona „125”. Już seryjne wyposażenie robi wrażenie: ABS Boscha, widelec upside-down WP z goleniami o średnicy 43 mm, bezpośrednio montowany amortyzator, LED- -owe oświetlenie, a na dokładkę wypasiony kokpit z wyświetlaczem biegu, shiftlightem, poziomem paliwa i jego średnim zużyciem, temperaturą oleju i diabeł wie, czym jeszcze.
Choć RC jest budowany w Indiach, jakość wykonania i efekt końcowy zaskakują jak hydraulik w szafie po powrocie męża z delegacji. Natomiast wygląd RC jest trochę w stylu „kochaj albo rzuć”. Dla mnie bomba, bo designerskie smaczki – takie jak siedzenie pasażera wyglądające jak zadupek wyścigówki czy soczewkowe lampy osadzone w owiewce zintegrowanej z szybą – podkreślają sportowy styl.
Obudź w sobie dzieciaka
Wsiadając na RC, jarałem się jak 9-latek przed rozpakowaniem prezentów komunijnych. Choć jestem dużym chłopem, bez bólu zmieściłem się na tym KTMie. Pozycja jest wygodna i nie męczy. Kierownica jest szeroka, daje pełną kontrolę nad motocyklem i zupełnie nie obciąża nadgarstków. Pierwsze wrażenie prawdziwego sportowego motocykla słabnie po naciśnięciu startera. Wtedy pyrkanie jednocylindrowego piecyka sprowadza na ziemię, przypominając, że to „125”.
Szybko zapinam jedynkę z lekko dzia łającym sprzęgłem i ruszam za przewodnikiem. Silnik łatwo i gładko wchodzi na obroty, fajnie się wkręca, a wibracje są świetnie wytłumione. Wjeżdżamy w pokręcone lokalne drogi w okolicach Linzu. Tam możemy sprawdzić potencjał tego motocykla. Pierwsza myśl, jaka się nasuwa, to genialna poręczność tego KTM-a. Choć w „125” wydaje się to zupełnie normalne, tutaj różnicę robią świetne zawieszenia. Porządny widelec WP dobrze wybiera nierówności, jest precyzyjny i dobrze radzi sobie z moją sporą masą (100 kg). Pracuje sztywniej niż ten w Duke’u 125, a to za sprawą twardszych sprężyn, dając naprawdę dobry feedback, mimo że RC 125 toczy się na indyjskich oponkach MRF Revz.
Oponom możesz zaufać
Amortyzator też nieźle radzi sobie w zakrętach, choć w głębszych złożeniach na nierównym asfalcie zdarza mu się lekko „zapompować”. Stabilności też zdarzają się słabsze chwile, ale to skutek zmniejszenia rozstawu osi i ostrzejszego kąta główki ramy w porównaniu z Duke’em 125. Na szczęście ani trochę nie pogarsza to pewności prowadzenia. Oponom trzeba po prostu zaufać.
Silnik generujący 15 KM zaczyna jechać dopiero powyżej 7000 obr/min, a szczyt mocy osiąga przy 9500, czyli około 1500 obr/min przed odcięciem zapłonu. Jeśli się zagapisz, o zmianie biegu przypomni ci shiftlight, mrugając wściekle na czerwono. To ważne, bo właściwie użycie biegów to w tym sprzęcie podstawa.
Na płaskich, równych nawierzchniach silnik dawał sporo frajdy i pozwalał rozwijać nawet niemal 130 km/h. Problemy zaczynały się podczas jazdy pod górę. Piec mojego KTM-a łapał wtedy sporą zadyszkę, lżejsi dziennikarze uciekali i musiałem nadrabiać straty w zakrętach.
To oznaczało, że o hamulcach mogłem zapomnieć. A to ważny temat, bo choć są dziełem ByBre (oddział Brembo) i mają w serii ABS, nie powaliły na kolana. Fakt – i tu w grę wchodzi moja masa, niemniej jedna tarcza z przodu i czterotłoczkowy zacisk mogłyby poradzić sobie lepiej.
Zasługą stalowego oplotu była dobra dozowalność, ale brakowało wyraźnego punktu zadziałania. Złego słowa nie mogę za to powiedzieć o ABS-ie Boscha. Dzięki niemu dałem radę ominąć stojący za ślepym zakrętem ciągnik. Na dodatek ABS można wyłączyć tajnym przyciskiem w kokpicie.
Za „125” jak za zboże
Ochy i achy trochę studzi cena. 19 990 zł za „125” to grubo. Z drugiej strony dostajesz pełny wypas, z ABS-em na czele. Do tego genialną zabawę i konkretny lans, a to przecież ważne dla nastolatków. RC 125: gdzie byłeś, jak miałem 17 lat?!