Na H2 SX poczujesz się jak młody bóg – możesz wszystko, ale niczego nie musisz, i to jest najlepsze.
Czy 200 koni pod tyłkiem musi oznaczać, że bestia tylko czyha, by pożreć twoje serce? Niekoniecznie. 200 koni rzędowej czwórki MV Agusty Brutale 1000 RS zapewnia zupełnie inne doznania niż w przypadku Kawasaki Ninja H2 SX. Na włoskim bike’u walczysz o życie i musisz się pogodzić z wieloma niedogodnościami (reakcja na gaz, słaba elastyczność i wybuchowy charakter), na japońskim zaś po prostu cieszysz się jazdą, przewidywalnymi reakcjami i elastycznością.
Wrota piekieł są otwierane pneumatycznie (silnik jest doładowany mechanicznym kompresorem), ale wyłącznie wtedy, gdy tego chcesz. Dwa biegi w dół i szybki ruch manetką znacząco przyspieszają przesuwanie się krajobrazu. Wystarczy powiedzieć, że od 0 do 200 km/h H2 SX rozpędza się w 7,4 sekundy!

KOLOROWY WYŚWIETLACZ jest czytelny i oferuje sporo informacji + bajery w postaci przeciążenia G czy kąta złożenia w zakręcie.
WYDECH AKRAPOVIČ GRA JAK Z NUT
To robi jeszcze większe wrażenie, gdy siedzisz na całkiem wygodnej kanapie i trzymasz się szerokiej, dobrze leżącej w dłoniach kierownicy. Pochwała za to, że za owiewkami zmieszczą się nawet wysocy (mam 190 cm wzrostu i nie miałem z tym problemu). Szeroki przód i duży rozstaw osi (1480 mm – identyczny jak w Suzuki Hayabusie) potęguje wrażenie, że masz do czynienia z dużym motocyklem. Zanim ruszysz, poczujesz sporą masę – 266 kg z płynami. Na szczęście wystarczy zapiąć jedynkę i ruszyć, żeby wrażenie nadwagi zniknęło.
Silnik pracuje przyjemnie, a dźwięk z akcesoryjnych puszek Akrapoviča jest nieco głęboki, chrapliwy i basowy, przy czym w żadnym razie nie męczy. Pracy silnika towarzyszy charakterystyczny świst kompresora. O ile w pierwszych H2/H2R celem była moc maksymalna, o tyle w dzisiejszym SX-ie skoncentrowano się na poprawie osiągów w niskim i średnim zakresie. Nie pominięto ostatnio coraz istotniejszego parametru, jakim jest spalanie – Kawasaki twierdzi, że uzyskano wyniki na poziomie Versysa 1000...

GUZIKÓW JEST SPORO, więc ogarnięcie nawigacji po menu zajmuje chwilę, ale nie jest skomplikowane.
Nowe rozwiązania na sezon 2022 to adaptacyjny tempomat oraz czujnik martwego pola lusterek
Ale po kolei. Czterocylindrowy silnik rzędowy o pojemności 998 cm3 faktycznie ma dwa oblicza. Delikatnie traktowany potrafi być łagodny jak baranek – bez zająknięcia czy szarpania możesz się toczyć 50 km/h na szóstym biegu, a otwarcie przepustnic sprawi, że Kawa zacznie gładko przyspieszać. Tyle że tempo będzie niezbyt imponujące.
Jednak wystarczy zrzucić dwa biegi i ostrzej potraktować gaz. Powyżej 8000 obr/min zaczyna się prawdziwa zabawa. O 500 obr/min wyżej na koło trafia 137 Nm, a maksymalna moc 200 KM nadchodzi blisko odcięcia – przy 11 000 obr/min.

PIĘKNĄ TYLNĄ FELGĘ zasłania puszka wydechu oraz kufer. Trochę szkoda...
Łatwo oderwać się od rzeczywistości – poczucie, że masz tę moc, błyskawicznie poprawia humor. Tym bardziej że Kawasaki przyspiesza jakby od niechcenia. Wyprzedzanie to bezpieczny manewr, bowiem na H2 SX do minimum redukujesz przebywanie na przeciwnym pasie ruchu: przyspieszenie od 100 do 150 km/h zajmuje raptem 4,3 sekundy, i to na ostatnim biegu. Co ważne, gładko działająca skrzynia z quickshifterem góra/dół zaprasza do redukcji. W czasie jazdy czułem się jak młody bóg.

Wyjazd na autostradę (niemiecką) i jazda z trzycyfrowymi prędkościami z dwójką z przodu nie wprowadza niestabilności, nawet pomimo bocznych kufrów. Po przekroczeniu 250 km/h można narzekać na brak amortyzatora skrętu – przód wymaga delikatnych korekt.