Muszę zapomnieć o poręczności, komforcie czy skuteczności tłumienia. Liczy się tylko jedno: prędkość. Czyli to, jak ostro przyspiesza rakieta ziemia–ziemia o nazwie Kawasaki H2R, jaką ma elastyczność? No i najważniejsze: jak szybko potrafi polecieć? A także to, jak na tle tego wyczynowego sprzęta wypadnie drogowa, skastrowana do 200 KM H-dwójka i jak długo dotrzyma jej kroku?
![]() |
![]() |
Kawasaki H2 | Kawasaki H2R |
H2R jest gotów. Slicki, ubrane w koce grzewcze, czekają, kumpel wbija się tymczasem w skórzany kombinezon, w którego bocznej kieszonce chowa rejestrator danych. Bo adrenalina i wrażenia z jazdy to jedno, a pomiary to drugie. Gdy emocje opadną, przyjdzie czas na dane, które pokażą, co potrafi ta maszyna.
![]() |
![]() |
Kokpit może się podobać, a przy tym nie będziesz miał problemów z czytelnością. | H2 zasysa powietrze tylko jednym z dwu nozdrzy. Niewielki reflektor to ustępstwo na rzecz dopuszczenia do ruchu drogowego. |
![]() |
![]() |
W H2 do każdego guzika jest przypisana jakaś funkcja. Siłą rzeczy w H2R pozbyto się balastu typu klakson czy światła awaryjne. | Ten szczegół wbija w ziemię: parasol w kokpicie H2 i nie chodzi tu o spadochron. Kontrolka świeci, gdy wybierzesz tryb Rain. W H2R zapomnij o tym. |
Siła spokoju i 200 KM?
Na pierwszy ogień poszedł jednak cywilny H2, dysponujący 218 KM i jak od linijki pociągniętym przebiegiem krzywej mocy, osiągając maksimum przy godnej szacunku granicy 11 000 obr/min. Ekipa odpowiedzialna za bezpieczeństwo na torze daje zielone światło. Kolega z redakcji kilka razy rozbuja H-dwójkę do prędkości maksymalnej. Oprócz tego zmierzymy elastyczność, tyle że nie tylko w tradycyjnych przedziałach do 150 km/h, ale też między 150 a 250 km/h.
Jeździec już się poci, mimo że jeszcze nie wyjechał z depot. Start! Najpierw trzy okrążenia rozgrzewkowe – w końcu trzeba dbać o wiarygodność pomiarów. I wtedy po raz pierwszy tego dnia – mimo że na razie stoję w paddocku – czuję gęsią skórkę.
H2 tnie na pełnych kotłach, mimo to nie słychać ryku silnika! Zamiast tego do moich uszu dobiega szum, jakby w sekundzie potężny podmuch przetoczył się przez korony pobliskich drzew. H2 przelatuje obok nas. Śmiesznie wygląda kumpel za sterami – jego pozycja przypomina płaszczkę usiłującą pożreć zbiornik paliwa. Po chwili do moich uszu dobiega świst, który tłumi nawet gang silnika.
Zjazd do depot. Ten uśmiech kumpla mówi wszystko. „Spróbuj sam!” – i dostaję do ręki kluczyki. Dobra, niech się dzieje, co ma się stać. 200 KM już nie na wszystkich robi wrażenie (przecież tyle ma niejeden litrowy przecinak), ale Kawasaki H2 to trochę inna bajka. Podczas przyspieszania wyrywa ręce ze stawów. Do 100-150 km/h rozpędza się porównywalnie z litrowymi sportami, ale pełnię swoich możliwości pokazuje powyżej tych prędkości.
Nie wierzysz? No to kawa na ławę: od 0 do 100 km/h w 3 sekundy, po 6,9 sekundy łamie barierę 200 km/h! Żeby osiągnąć owe 200 km/h sprzęt przejechał zaledwie 206 metrów! To oznacza, że H2 jest ostrzejszym sprzętem od ostatniej wersji BMW S 1000 RR. Co prawda tylko o 0,3 sekundy, ale jednak...
Na H2 szaleństwo trwa. 200, 250, 270... – wydaje się, że przyspieszenie nigdy nie skończy się. Po 19,4 s albo 1070 m ogranicznik hamuje dalszy wzrost prędkości – jedziesz wtedy 297 km/h.
Kawa H2 przyspiesza tak dziko, mimo że jest aż o 34 kg cięższa od BMW S 1000 RR, a do tego ma nie najlepiej dobraną długość przełożeń, która tuż przed 200 km/h zmusza do zmiany biegu. Swoje dokłada to, że aerodynamika owiewek ma przypuszczalnie na celu bardziej uzyskanie stabilności niż jazdę na maksa. Podczas przyspieszania do setki duże obciążenie przedniego koła zapobiega zbyt mocnemu stawaniu sprzęta na koło.
Teraz chwila na złapanie oddechu. Po niej kolej na prawdziwego potwora.