Mój kumpel zwykł mawiać: „Czas nie stoi w miejscu, czas zap...”. Nic dodać, nic ująć... Cztery lata to naprawdę sporo, nawet dla motocykla. Rok 2010 był znakomitym powodem (dlaczego właśnie on?, a dlaczego nie...), by coś zmienić w Kawasaki Versysie. I oto tu zrobiono zastrzyk z botoksu, gdzie indziej zgrabnym ruchem skalpela podciągnięto zmarszczki. Obyło się bez kuracji sterydami i przeszczepów od umięśnionych dawców. I oto w grupie średniaków pojawił się zliftingowany Versys.
Drogi na Sardynii są pokręcone jak świński ogon. Asfalt jest znakomity i równy jak parapet, a jedynym postrachem są lokalesi ścinający zakręty zdezelowanymi Fiatami Ritmo albo trójkółkami Piaggio. Właśnie tam Kawasaki zaprosiło na prezentację odmłodzonego Versysa. Dlaczego? Bo 64 KM nagle nie zmieni bike’a w demona prędkości, a drogi pełne winkli, na których z rzadka wrzuca się trójkę czy czwórkę, są naprawdę cool.
Jak latanie singlem
Silnik tak zestrojono, aby nie trzeba było kręcić go na maksa i aby większa część momentu obrotowego była dostępna już w średnim zakresie obrotów. Jazda Versysem przypomina więc latanie singlem, tyle że o wiele elastyczniejszym. Jeśli przez przypadek wjedziesz w zakręt na zbyt wysokim biegu, wystarczy delikatny ruch sprzęgłem, aby silnik płynnie wyciągnął Vesysa z opresji. Najlepiej, gdy wskazówka obrotomierza utrzymuje się między 3000 a 7000 obr/min. Przy 6800 obr/min rzędowy twin osiąga maksymalnie 61 Nm. Dokręcenie silnika do czerwonego pola – no problem. Tylko po co, skoro w górnym zakresie jednostka napędowa traci trochę na dynamice.
Ostatnie dwa przełożenia są zarezerwowane na nieliczne proste, na których Kawasaki mogło rozpędzić się do prawie 190 km/h.
Versys z wyglądu przypomina enduro, ale to zmyłka, bo nie ma z nim wiele wspólnego. Podczas prezentacji ekipa zielonych za wszelką cenę starała się wybić nam głowy pomysł zwiedzania Sardynii szutrami. terenie nie podołają zawieszenia, których skok 150 (z przodu) i 145 mm (z tyłu) o wiele lepiej poradzi sobie na polskich dziurach. Dunlopy SportMaxy D221, które miały maszyny testowe, też mają niewiele wspólnego z off-roadem.
Oba zawiasy zestrojono przyjemnie sztywno, tak aby podczas jazdy na krętych drogach zapewnić precyzyjny feedback. Mimo to są one komfortowe, wic motocyklowi turyści nie powinni narzekać. Gdyby jednak coś było nie tak, w przednim zawieszeniu da się zmienić twardość sprężyny lub wyregulować tłumienie odbicia. Problemy mogą pojawić się jednak podczas jazdy z pasażerem i bagażami. Po Sardynii śmigaliśmy solo, a sprężyna tylnego amortyzatora była ustawiona prawie na maksa (3. położenie od końca). Po założeniu zestawu dwóch akcesoryjnych kufrów może nie być już tak fajnie.
Versys będzie dostępny tylko w dwóch kolorach – czarnym i żółtym. |
Być średniakiem
Bycie średniakiem ma swoje dobre i złe strony. Dobra jest taka, że z rozstawem osi 1415 mm Versysowi daleko do ogromnych: Hondy Varadero (1560 mm) czy beemki 1200 GS (1507 mm). Żeby chwycić kierownicę, nie trzeba mieć ramion orangutana, kanapa jest na ludzkiej wysokości 845 mm, a dzięki masie 206 kg motocykl łatwiej kładzie się z zakrętu w zakręt i parkuje w garażu. Facetowi o wzroście 182 cm, takiemu jak ja, trudno przyczepić się do ergonomii Versysa, choć wolałbym ciut niżej przykręcone podnóżki, żeby mniej uginać nogi w kolanach. Z myślą o pasażerze zieloni zmienili nieco kształt tylnej kanapy, która dzięki sporemu garbowi na środku ma zagwarantować więcej komfortu. Tego nie sprawdziliśmy. Jedno jest pewne – uchwyty pasażera są naprawdę duże i łatwe do chwycenia nawet w grubej rękawicy.
Plusy należą się też Versysowi za drobiazgi, które najczęściej docenia się, gdy motocykl już dawno wyjechał z salonu. Obie klamki, sprzęgła i hamulca, są regulowane. Szybę i owiewki można ustawić w jednej z trzech pozycji, choć niech nikt się nie spodziewa, że będzie ona tak skutecznie chroniła przed pędem powietrza, jak szyba w Varadero. Na krótkiej liście wyposażenia dodatkowego jest też m.in. zestaw dwóch kufrów lakierowanych w kolorze motocykla albo bajeranckie gmole.
Będzie trudno
Czy nowa twarz pozwoli Versysowi pokonać konkurencję? Będzie trudno, bo w klasie średniej rywalizacja jest bardzo ostra. Różnica między najdroższym i najtańszym porównywalnym sprzętem to zaledwie 1800 zł ( Suzuki V-Strom 650 z ABS-em – 31 500 zł, Honda Transalp AD 2009 29 700 zł). Na dodatek trzeba uważać, żeby nie dać się złapać w pułapkę promocji, przecen i wyposażenia. Dla tych, którzy już wybrali: przypudrowany nosek Versysa to niejedyna zaleta tego motocykla.