Trasa, na której ujeżdżam nowe Kawasaki Z 1000 SX, prowadzi wąskimi i fantastycznie krętymi drogami Lazurowego Wybrzeża. Na zacienionych północnych agrafkach wysoko w górach asfalt nie zdążył jeszcze wyschnąć z porannej rosy. Kilka kilometrów dalej wpadamy na odcinek z zalanymi słońcem zakrętami. Widoki zapierają dech w piersiach. Czuję się jak w raju. To również zasługa nowej Kawy Z 1000 SX, która łączy komfort motocykla turystycznego z osiągami maszyn sportowych.
Żarówki w przednich lampach zastąpiono diodami LED, szyba ma nowy kształt.
Na prezentacji spece z marketingu za każdym razem używali zwrotu „nowe Kawasaki”, jednak zmiany w SX-ie nie są aż tak wielkie. Żeby silnik spełnił wymogi normy Euro 4, w układzie wydechowym zamontowano dwa większe katalizatory. Na szczęście nie wpłynęły one ani na moc (ze 1043 cm3 wyciśnięto 142 KM), ani na sposób jej rozwijania. Dzięki temu nie będziesz miał problemu, jeśli na szczycie ciasnego winkla obudzisz się na za wysokim biegu, a obroty silnika spadną poniżej 3000 obr/min. Wystarczy, że odkręcisz wtedy gaz, a czterocylindrowiec wyprowadzi cię z patowej sytuacji, przyspieszając płynnie i dynamicznie. Jeśli natomiast lubisz szybszą jazdę, uważaj, by emocje nie przerastały twoich umiejętności.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |