Bossowie jakuzy sprawdzali lojalność swoich żołnierzy, wkręcając ich w skomplikowane intrygi. Wyjście z nich cało oznaczało przyjęcie do grupy. W przypadku Kawasaki Z 1000 można odpuścić sobie taką próbę. Wystarczy krótka przejażdżka i wszystko jest jasne: zaraziłeś się wirusem o nazwie „zet 1000”, czy jesteś na niego odporny. Test działa tak niezawodnie, jak wykrywacz kłamstw w FBI. Wsiadasz, ruszasz, zsiadasz, dajesz sobie chwilę oddechu i już wiesz. Kto nie uległ pokusie, żeby przedawkować i sprawdzać na własnej skórze, gdzie kończą się możliwości motocykla, będzie zadowolony. Wolna jazda to też nie to, bo nie daje prawdziwej radości z latania tym sprzętem.
Swoim radykalizmem Kawasaki o kilka długości wyprzedza i Hondę CB 1000 R, i… swoją poprzedniczkę. Po czym można to poznać? Np. po wyglądzie. Nie mam tu na myśli imitacji wężowej skóry na kanapie, lecz taki kształt, jakby cała masa motocykla była skoncentrowana przed zbiornikiem paliwa. Uzupełnieniem jest lekki i zgrabny zadupek.
Wystarczy wsiąść na bike’a, aby od razu poczuć atmosferę lekkiej draki. W starym Z 1000 kierownicę delikatnie wygięto w kierunku jeźdźca. W nowym natomiast kierownica jest jakby wyjęta z enduraka. Po jej chwyceniu łokcie unoszą się mimowolnie, klata przesuwa do przodu, wysoki, krótki zbiornik paliwa zaczyna uciskać żołądek. Nie ma wątpliwości: zaraz na bank coś się wydarzy.
Koniec rozwiercania cylindrów
W nowym zecie pracują cztery 77-milimetrowej średnicy tłoki. W stosunku do nowej wersji, silnik poprzedniego zeta 1000 ma tłoki o średnicy większej o 0,2 mm, ale za to każdy z nich pokonuje drogę o 5 mm krótszą. Podczas projektowania rzędo-wego czterocylindrowca dla nowej Kawy zrezygnowano z najczęściej stosowanego sposobu na wzrost mocy: powiększania średnicy cylindrów. W zamian za to zbudowano zupełnie nowy silnik, w którymani jedna nakrętka nie została na poprzednim miejscu.
Co z tego wyszło? Coś, co powoduje, że jeżą ci się wszystkie włosy, jakie masz! W porównaniu z wysoką kulturą pracy starego silnika, pamiętającego jeszcze czasy ZX-9R, nowy już na biegu jałowym sprawia wrażenie, jakby chciał eksplodować mocą. Od najniższych obrotów dynamiczniej reaguje na gaz niż poprzednik. Co więcej – każe zapomnieć o wszystkim, co dotychczas kojarzyło się nam z „japończykami”.
Podczas jazdy oznacza to jedno: pełen gaz, rura i odlot. Wszystko idzie wtedy jak po maśle – bez szarpnięć, dławienia itp. „przyjemności”. Gdy raz spróbujesz, na bank dopadnie cię zdziwko, jak wspaniale przyspiesza ta maszyna.
Spece z Kawasaki dobrze przygotowali Z 1000 do ulicznych zamieszek. Skrócono przełożenie pierwotne i wtórne, co poprawiło dynamikę. Elastyczność jest zdecydowanie lepsza niż w zecie 1000 z 2009 roku. W każdym teście nowa Kawa dokłada starej 0,5 sekundy.
Prawdziwa rewolucja: 13 kg
Jest jeszcze coś, co wobec dotychczasowej historii Z 1000 można nazwać rewolucją. Nowa rama jest aluminiowa, a nie stalowa. Dzięki temu zetka z 2010 r. jest wyraźnie lżejsza –13 kg to niewątpliwie ogromny postęp. Spadek z 235 do 222 kg robi wrażenie.