Kawasaki przyzwyczaiło nas do regularnie pokazywanych nowych modeli i do ich agresywnej stylistyki. Tylko czy zmiany idące w tym kierunku wyszły na dobre dość łagodnej przecież ER-szóstce z rzędowym twinem – poprzedniczce Kawy Z 650?
Już na pierwszy rzut oka widać co najmniej trzy zalety zeta 650. Po pierwsze: niezły stosunek ceny do jakości. Za 28 990 zł otrzymujesz solidnie wykonaną, nieskomplikowaną maszynę dysponującą przyzwoitymi osiągami. Kawasaki zadeklarowało moc 68 KM i moment obrotowy 66 Nm. To rzadkość, ale dokładnie takie same wartości zmierzyliśmy na hamowni.
Dzięki filigranowej ramie kratownicowej ze stali, która zastąpiła grzbietową (ER-6n) oraz innych środków odchudzających (m.in. wahacz i koła) masę obniżono aż o 20 kg w stosunku do poprzednika. Zatankowany pod korek Z 650 waży 188 kg – to niezły wynik w tej klasie. Do tego dochodzą porządne hamulce: dwie tarcze z przodu, amortyzator mocowany systemem dźwigni oraz ABS Boscha.
![]() |
Wygląda dość ciekawie i dostarcza sporej dawki informacji, ale typowy dla Kawasaki styl kokpitu nie idzie w parze z czytelnością... |
Druga z najważniejszych zalet Z 650: po przyjacielsku traktuje jeźdźca. Zacznijmy od ergonomii. Niska kanapa (785 mm) przypadnie do gustu dziewczynom, początkującym, niewysokim oraz wracającym do motocykla po latach. Pewne podparcie nóg i wąska talia bike’a doda pewności siebie. Natomiast sztywna i wąska kanapa nieco jej odbiera.
Przy odrobinie dobrej woli na zecie 650 zmieszczą się nawet wysocy, tyle że w czasie dłuższych przelotów będą narzekać na mocne ugięcie nóg w kolanach. To efekt niskiej kanapy i wysoko osadzonych podnóżków. Trzeba by pomyśleć o podwyższanej kanapie – można taką kupić w salonie Kawasaki. Wyższa o 30 mm kosztuje 800 zł.
Zobacz również test Suzuki SV 650