Co to takiego motocykl w stylu retro? Mimo że mogę dowolnie długo oglądać maszyny testowe, szukając odpowiedzi na to pytanie, rzecz wcale nie jest łatwa. Po jakimś czasie mam trzy defi nicje. Pierwsza, że retro jest to sprzęt będący kombinacją współczesnych rozwiązań technicznych i stylistyki mniej lub bardziej przypominającej historyczne wzorce. Wg tej recepty skonstruowano Moto Morini Scramblera oraz Harleya-Davidsona XR 1200. W tych sprzętach tradycję widać tylko w miłej dla oka formie. Cała reszta odpowiada dzisiejszym wymogom. Drugi rodzaj maszyn retro są to wg mnie próby wiernego odtworzenia dawnych kształtów, łącznie z niegdysiejszą ergonomią. Specyficzna linia, a przede wszystkim bardzo wydłużona pozycja jeźdźca na Ducati 1000 S pokazuje dość dokładnie, co mam na myśli.
Trzeci rodzaj maszyn retro czerpie wprost z historycznych wzorów zarówno pod względem techniki, jak i podwozia, co w efekcie daje motocykle, które nie tylko klasycznie wyglądają, ale też tak się zachowują. Tą drogą poszli ludzie z Moto Guzzi, budując V7 Café Classica, oraz Anglicy, tworząc Triumpha Thruxtona. Nie umiem rozstrzygnąć, która z tych koncepcji daje sprzęta najbardziej retro.

O co chodzi w retro
Wygląd sprzętów retro musi odbiegać od dzisiejszej stylistyki, w której najważniejsze są użyteczność i koszty produkcji. Nie ma szans na retro, jeśli zabraknie domieszki klasycznego piękna. Kogo bowiem wzruszy ukryty w głębi ramy amortyzator współczesnego bike’a, skoro może podziwiać podwójne amorki Dukata 1000 S? Szary ekran wielofunkcyjnego wyświetlacza też nie robi szału, jeśli oko może spocząć na podwójnych zegarach z błyszczącymi chromem obwódkami.
Kolejna kwestia to gang silnika. W dawnych czasach Ducati i Triumph ryczały jak wściekłe. Miało to swoisty urok, dziś jednak to już przeszłość, a dźwięk współczesnych maszyn jest czymś w rodzaju głośnego szeptu. Moto Guzzi V7 nawet całkiem przyjemnie bulgoce, co jest zasługą seryjnych tłumików Lanfranconi. Z uczciwym dudnieniem mamy do czynienia tylko w przypadku Harleya i Moto Morini, ale przecież i tak daleko im do pierwowzorów.
Plany z szuflady
Silniki na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie, że skonstruowano je, korzystając z planów, które dziesiątki lat przeleżały w szufladach. Ze stylu retro wyłamuje się w tym względzie jedynie Moto Morini. Chłodzone powietrzem i z wyjątkiem Moto Morini i Triumpha dwuzaworowe silniki mogą tylko pomarzyć o kosmicznych mocach. Harley i Ducati dowodzą jednak, że stara zasada, iż dużej pojemności nie da się niczym zastąpić, nadal obowiązuje. 1000 lub więcej cm3 rozdzielonych na dwa cylindry spełnią swoje zadanie niezależnie od mocy maksymalnej.
Maksymalna moc sprzęta z Bolonii przypada na zakres 3000-6000 obr/min. Dla V2 z Milwaukee są to 2500-4000 obr/min. Przy ich tradycyjnej charakterystyce właściwie nigdy nie pojawia się tęsknota za większą mocą. Chyba że jeździec poprzednio dosiadał Moto Morini z dwucylindrowcem o kącie rozwarcia cylindrów 87°. Piecyk ten ma wprawdzie małą, ledwo wyczuwalną dziurę przy 3000 obr/ /min, ale potem krzywa momentu obrotowego wznosi się tak wysoko, jak sięga obrotomierz. Między 3000 a 7000 obr/ min czterozaworowiec jest nadzwyczaj dynamiczny. Zasilany wtryskiem, wchodzi na obroty żwawo jak nikt inny z tego towarzystwa, zużywając przy tym 6,3 litra wachy na setkę. Tyle że oczywiście nie kręci tak wysoko, jak dzisiejsze dwucylindrowce. Czerwony zakres zaczyna się już przy 8500 obr/min. Dzięki temu ograniczeniu także V2 Moto Morini można od biedy uznać za sprzęt retro. Mimo to spełnia on wymagania współczesnych bikerów.
O silnikach Gutka V7 i Thruxtona nie da się tego powiedzieć. Z 744 cm3 Moto Guzzi miał wyciskać 48 KM, jednak hamownia wykazała tylko 46 KM. Także power Triumpha nie rzuca na glebę: 69 KM (zmierzone 68 KM) z 865 cm3 być może zrobiłoby furorę w świętej pamięci Bonneville’u, jednak dzisiaj to żaden wypas. Bikerzy przyzwyczajeni do możliwości przecinaków będą na obu tych sprzętach ziewać już na pierwszych metrach. Coś tam się na początku dzieje, jednak później przychodzi kompletny spokój, skrzynie biegów odpoczywają, a jeźdźcy mogą skoncentrować się na wyborze toru jazdy.
Taka jazda w stylu retro nie wynika wyłącznie z charakterystyki silników, lecz również z kombinacji cech niezbyt wysilonych jednostek napędowych z podwoziami, w których nie uwzględniono mody na szerokie opony i jak najmniejsze koła. 18 cali z przodu, do tego opony o rozmiarze 100 (Triumph) lub 110 (Moto Guzzi) i umiarkowane kąty główki ramy, wynoszące ponad 60°, oznaczają własności prowadzenia wyraźnie gorsze od Harleya, Ducati i Moto Morini. Jest to zdecydowanie oldskulowy, ale miły sercu charakter.
Zaskoczenie w lusterkach
201-kilogramowy Moto Guzzi przemyka przez zakręty szybko, ale nigdy nerwowo, i przypomina, że modne obecnie rozmiary opon 120/70 i 180/55 nie są nieodzowne do szybkiej jazdy szosowej.