W 2021 roku sporo wydarzyło się wśród singli, ale dziś skupiamy uwagę na tylko jednym przedstawicielu tej klasy. Mowa o reinkarnacji klasycznego jednocylindrowca rodem z Indii – Royalu Enfieldzie Meteorze 350. Zestawiliśmy go z japońskim klasykiem – Yamahą SR 500. To raczej późny, ale dobrze utrzymany egzemplarz – 48T z 1997 roku, mający na liczniku 47 000 km. Przez pełne 20 lat (1978–1998) Yamaha oferowała tę ponadczasową „500”, która bazowała na sprawdzonej mechanice, bez elektrycznych, a tym bardziej elektronicznych gadżetów.
Obie maszyny prowokują do spojrzenia na świat z lekkim dystansem.
Royal Enfield Meteor 350 AD 2021 to również prosta maszyna. W przeciwieństwie do Bulleta, chłodzony powietrzem silnik Meteora nie ma lasek popychaczy, ale tak jak ten w SR 500 jest wyposażony w dwa uruchamiane dźwigienkami zawory pracujące w głowicy (rozrząd OHC). Do tego jest to prawdziwy długoskokowiec z dużą masą wirującą, prawie jak w amerykańskich cruiserach.
Tłok o średnicy 72 mm, sunąc po bieżni cylindra, pokonuje aż 86 mm. To słychać i czuć. Na biegu jałowym singiel o pojemności 349 cm3 wydaje dźwięk przypominający okrętowego diesla, prezentując bas na niskiej częstotliwości. Z prostego jak drut wydechu dobywa się mocny, ale nienatarczywy gang. To grzmienie, dudnienie i łomotanie sprawia wrażenie, jakby pochodziło z silnika o pojemności 1400 cm3.
Większa „500” Yamahy w wersji SR 48T brzmi przy tym dość cienko. Tłok o średnicy 87 mm przemierza między martwymi punktami drogę 84 mm. Skok jest więc tylko odrobinę krótszy, ale ze względu na znacznie większy cylinder Yamaha pracuje zupełnie inaczej, ponadto jej silnika nie odpala się tak łatwo. Wciśnięcie przycisku jak w Royalu Enfieldzie? Zapomnij! Rozruch to prawdziwa ceremonia.
Zobacz więcej: motocykle używane - powiew klasyki