Gdyby Louis de Funès wiedział, że francuski Peugeot produkuje skutery w Chinach, zapewne przewróciłby się w grobie. Ale dzisiaj wszystko jest możliwe, a cena czyni cuda. Francuzi dogadali się z fabryką w Chinach i właśnie tam powstaje najnowszy miejski skuterek Kisbee. Produkcję kontrolują Europejczycy, więc z jakością nie powinno być problemów, ale...
Nieważne, czy po nocy spędzonej w ciepłym garażu, czy stojąc pod chmurką, silnik zapala tak sobie. Trzeba lekko przytrzymać gaz, dać mu szansę popracować przez kilka sekund. Potem silnik pokazuje swoje lepsze oblicze: zapala błyskawicznie, bez problemów utrzymuje obroty i jest dynamiczny. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie nie ma sensownej odpowiedzi.
Mimo sporej jak na „50” mocy (3,7 KM), sprint spod świateł nie jest tym, co Kisbee lubi najbardziej. Rusza powoli, tym bardziej z pasażerem. Potem jednak wskazówka prędkościomierza szybko dociera do 50 km/h. Na prostej odblokowany bzyk potrafi pojechać nawet 75 km/h (zmierzone GPS-em), co jest wynikiem naprawdę znakomitym. Wreszcie więc można jeździć małym czterosuwem bez obawy, że jakiś nadambitny zepchnie cię samochodem z drogi.
W parze z osiągami idą hamulce. Jasne, że nie ma co spodziewać się po nich opóźnień w stylu sportowego Speedfighta, jednak przedni hebel z tarczą o średnicy 170 mm powinien być trochę skuteczniejszy. Niemniej trzeba dodać, że generalnie radzi sobie z ważącym 85 kg skuterem. Tylny bęben to standard w tej klasie – przecież mówimy o sprzęcie za niecałe 5000 zł.
Na jednym tankowaniu Kisbee potrafi przejechać niemal 200 km, łykając średnio 3 l/100 km. Wynik nie jest wprawdzie rekordowy, ale jak najbardziej akceptowalny. Kisbee nie ma wtrysku paliwa czy skomplikowanej elektroniki. Mieszankę przygotowuje zwykły gaźnik. Przejechanie 1 kilometra kosztuje więc 16 groszy. Przeglądy czterosuwowego silnika wymagają odwiedzin serwisu co 9000 km i kosztują ok. 120 zł. Dwusuwy są tańsze w utrzymaniu – to prawda, ale różnica nie jest wcale taka duża.
Kisbee nie daje powodów do narzekań na brak miejsca, no, chyba że jest się pasażerem. Z drobniejszych spraw wymieńmy to, że kluczyk nie wbija się w kolano, bo – gdy jest w stacyjce – można złożyć jego główkę. Kanapa jest duża, wygodna, choć twarda. W schowku pod nią zmieści się nawet kask integralny.
Fajny wygląd, mocno niechińskie wykonanie i zaskakująco dużo miejsca za kierownicą powodują, że lew po seczuańsku smakuje znakomicie.