Na pierwszy rzut oka pokrewieństwo jest bardzo dalekie. Skuter śnieżny przypomina bardziej krzyżówkę quada, w którym jakiś szaleniec zamiast dwóch przednich kół przykręcił parę nart, z małą koparką, której jedna z gąsienic powędrowała pod kanapę. Cechy wspólne to silniki – w zależności od modelu – dwu- lub czterosuwowe, plastikowe owiewki i oczywiście wygodna kanapa pozwalająca okrakiem dosiąść potwora.
Wkładamy goreteksowe kurtki, kaski na głowy, sprawdzamy wszystko i w drogę. Chcemy zdobyć szczyt Skrzycznego. O tej porze roku teoretycznie można wjechać tam wyciągiem krzesełkowym albo wdrapać się piechotą. Mamy zamiar udowodnić, że w tej wyliczance trzeba uwzględnić skuter śnieżny.
Gdy siadam na kanapie Yamahy Venture Litei, mam wrażenie, jakby wessała mnie kanapa babci. Tak miękkiego i obszernego siodła na ma ani żaden skuter, ani quad! Silnik odpala się z kluczyka, tak jak w samochodzie, a gazu dodaje śmiesznym cynglem przypominającym zmodyfikowaną dźwigienkę gazu z quada. Skrzynia biegów i sprzęgło są automatyczne – identycznie jak w skuterze. Kierunek jazdy – przód, tył – zmienia się magicznym pstryczkiem-elektryczkiem w kokpicie, a klamka hamulca działa tylko na tył, znaczy na gąsienicę.
Pierwsze metry na płaskiej łące nie robią większego wrażenia. Dodajesz gazu i skuter rusza. Ciśniesz mocniej, jedziesz szybciej – proste. Pierwszy zakręt. Cholera, Yamaha wcale nie chce skręcać! O ile w quadzie kręcisz kierownicą, nawet stojąc w miejscu, o tyle skuter musi ruszyć. Pierwsze zakręty przypominają próbę wpłynięcia tankowcem do portu. Promienie skrętów są ogromne, więc niezgrabnie walczę z oporną materią. Na moje szczęście łąka jest ogromna. Po kilku winklach idzie mi już lepiej. Staram się trochę balansować ciałem, co pozwala szybciej i ciaśniej przejechać zakręt. Ciekawą sprawą jest hamowanie. Lekko naciskam klamkę i gąsienica jest zablokowana. To niestety tylko połowa sukcesu, ponieważ pod unieruchomionym napę- dem zbiera się śnieg tworzący poduszkę. W efekcie, zamiast zwalniać, skuter przyspiesza. W tym przypadku przydaje się umiejętność hamowania pulsacyjnego (że też nikt nie pomyślał jeszcze o ABS-ie!), a delikatny obrót oczyszcza gąsienic ę z białego puchu. Jedziemy drogą przez las. Drzewa uginają się pod czapami śniegu, padający na dole deszcz tu zmienił się w śnieg.
Jesteśmy jedynymi przedstawicielami gatunku ludzkiego, którzy inaczej niż na piechot ę mogą dotrzeć w to miejsce o tej porze roku. Śniegu jest dobry metr, zsiadając ze skutera zapadamy się po kolana. Czasami zapada się też skuter. Wtedy nie ma ratunku – cała ekipa zsiada ze sprzętów i zaczyna się wypychanie pechowca. Bajer, który najchętniej przeszczepił- bym do swojego motocykla, to podgrzewane: rączki kierownicy i cyngiel gazu (wybawienie dla kciuka!). Do wyboru jest aż dziesięć natężeń grzania. Urządzenie działa o niebo lepiej niż porównywalne, które spotkałem w motocyklach. Wiele modeli ma dużą szybę, tak że zmarznięcie nie grozi, chyba że jedzie się 200 km w tajdze po zapas zamarzniętych na kość śledzi.