Gdyby rozstrzygający głos należał do portfela, GSX-S 750 byłby nie do pokonania. jest bowiem aż o 1/3 tańszy od konkurentów.
Stan konta często nie pozostawia złudzeń: cena to ważna sprawa, gdy wybiera się wymarzoną zabawkę. Zacznijmy więc od cen testowanych nakedów. Zanim wyjedziesz nowym Monsterem 821 w podstawowym czerwonym malowaniu (Ducati Red), zostawisz w salonie 52 900 zł, żółte malowanie naszej maszyny testowej (Ducati Yellow) to tysiączek więcej. Podobne pieniądze kosztuje RS: najbogatsza z oferowanych wersji Street Triple’a to wydatek 49 900 zł (w ofercie są też skromniej wyposażone Street Triple S za 38 900 zł oraz Street Triple R za 43 900 zł). Europejskie maszyny nieznacznie różnią się pojemnością: napędzający włoskiego bike’a widlak ma 821 cm3, a brytyjski trzycylindrowiec 765 cm3. Podobnie jest z mocą. Włoski sprzęt generuje 109 KM przy 9250 obr/min, „brytyjczyk” zaś stawia do dyspozycji 123 KM przy 11 700 obr/min.

Oprócz dwu- i trzycylindrowca mamy w teście rzędową czwórkę. Ten pomysł na silnik od niepamiętnych czasów jest domeną japońskich gigantów, choć trzeba przyznać, że ostatnimi czasy w Kraju Kwitnącej Wiśni czterocylindrowe jednostki napędowe o pojemności i mocy podobnej do GSX-S-a 750 należą do rzadkości. Suzuki GSX-S 750 to jeden z ostatnich wojowników z sercem o pojemności 3/4 litra. 749 cm3 i 114 KM przy 10 500 obr/min to – przynajmniej na papierze – mocne argumenty w konfrontacji z dwójką rywali. Jego as w rękawie to najniższa cena – 36 500 zł. Gdyby europejskie sprzęty miały ludzkie cechy, na pewno wykazywałyby niejaką nerwowość. Tyle że cena to jedna strona medalu. Drugą jest to, co za te pieniądze dostajesz. Przejdźmy więc do faktów.
Komentarze