Przerzucam nogę nad dzieloną kanapą Suzuki SV 650 z 2007 roku, chwytam kierownicę, odpalam silnik i spoglądam na zegary. W tym momencie mam wrażenie, jakby wehikuł czasu cofnął mnie o dobrych kilka lat. Przepis na motocykl pokazany po raz pierwszy w 1999 roku był tyle prosty, co genialny: polegał na tym, że mocnemu dwucylindrowemu silnikowi towarzyszył ponadczasowy, ale stonowany wygląd, przy czym cena nie drenowała portfela. Tak powstał bardzo fajny uniwersalny naked bike. Niemniej miał on i wady. Np. modele z pierwszych lat produkcji miały takie sobie zawieszenia.
Inżynierowie z Suzuki przez lata doskonalili SV-a 650. To zasługa naszej, motocyklistów, presji oraz zmieniającym się przepisom. W pierwszej wersji zasilanie było zadaniem klasycznych gaźników. Wprowadzone w 2003 roku nowe przepisy spowodowały, że maszyna otrzymała wtrysk paliwa, po dwie przepustnice w każdym z kolektorów ssących i katalizator. Silnik stracił nieco ze swojego ostrego charakteru, za to znacznie poprawiła się kultura jego pracy.
Komentarze