Gdy jechaliśmy z kumplem na Gladiusie, nie mogliśmy zrzucić z siebie spojrzeń przechodniów, kierowców oraz pasażerów autobusów i tramwajów. Wszyscy głupawo uśmiechali się. Czy reagowali tak na stłumiony dźwięk dwucylindrowej V-ki, czy na głęboką czerń bike’a, a może raczej na dwóch gości wyglądających jak dosiadający minibike’a bohaterowie filmu „Głupi i głupszy”?
Widlasty twin z SV 650 na zawołanie osiągał moc 72 KM, a charakterystyka momentu obrotowego była o niebo lepsza niż w jakimkolwiek innym silniku. Czterocylindrowa konkurencja pracowała przy nim jakby połknęła garść tabletek na uspokojenie.
W Gladiusie silnik z SV trochę podkręcono. Musiał bowiem sprostać wymaganiom normy Euro 3, a ponadto widziano w nim spory potencjał. Dlatego o 10% zwiększono masę wału korbowego i powiększono skok zaworów (ssących z 8,7 do 9 mm, wydechowych z 7,3 do 8,3 mm). Zmieniono czasy rozrządu, co w połączeniu z gardzielami ssącymi o zmiennej długości i powiększoną objętością wydechu zapewniło jeszcze więcej momentu obrotowego w dolnym i średnim zakresie obrotów.
ISC – nowy patent
Opowieści o potencjale mocy włóżmy między bajki, bo podwójne ścianki pokrywy sprzęgła i osłony napędowej służą wyłącznie zmniejszeniu hałasu. Nowością jest za to układ sterujący obrotami na biegu jałowym – ISC. Powoduje on, że zaraz po naciśnięciu rozrusznika obroty niezależnie od temperatury są tak stabilne, jakby wskazówkę obrotomierza ktoś przybił do cyferblatu. Z pomalowanego na czarny mat tłumika wydobywa się wtedy głuchy i cichy bulgot. Suzuki brzmi prawie jak Ducati, choć to prawie robi naprawdę wielką różnicę. Żeby Suzi maksymalnie przypominała Dukata, silnik zamknięto w stalowej ramie kratownicowej.
Zastosowanie układu wtrysku rodem z supersportów – dwie przepustnice na każdy z cylindrów, 10-otworkowe wtryskiwacze – spowodowało, że silnik pracuje płynnie. Odkręcasz gaz i nie czujesz żadnego dławienia czy szarpania łańcuchem. Powyżej 4000 obr/min krzywa momentu dostaje zadyszki, by od 6000 ponownie piąć się w górę.
Biorąc pod uwagę 72 KM, osiągi Gladiusa są porównywalne do Kawy ER-6n. Do sprintu od 0 do 140 km/h Suzuki potrzebuje 7,1 s. Jeszcze lepsza jest elastyczność na ostatnim biegu. Przyspieszenie z 60 do 100 km/h zajmuje ważącemu 201 kg bike’owi 4,5 s. Z kolei na rozpędzenie się od 100 do 140 km/h Gladius potrzebuje 5 s.
Wyniki pomiarów to jedno, jednak ani cyfry, ani wykresy nie pokazują, jak silnik zachowuje się podczas jazdy. Wibracje są minimalne i już od 2000 obr/min przyspiesza on bez szarpania łańcuchem nawet na piątym biegu. Dynamiczna jazda nie wymaga częstego korzystania ze skrzyni biegów.
Ulga na wejściu
Gdy odbieraliśmy bike’a do testu, licznik pokazywał zerowy przebieg. Przez pierwsze 1000 km Gladiusa czekała więc taryfa ulgowa. W tym czasie zużycie paliwa wynosiło w okolicach 4,4 l/100 km. Przy pojemności zbiornika 14,5 l oznacza to, że na jednym tankowaniu można przejechać około 330 km. Ale to tylko teoria, bo w praktyce rezerwa zapala się po 250 km i włącza się licznik przebiegu na rezerwie. Ale bez obaw, stacja benzynowa może być daleko za horyzontem – 80 km zasięgu na rezerwie to naprawdę sporo.
Pokonanie 250 km za jednym zamachem jest wyczynem godnym masochisty. Przyjemnie niska kanapa (790 mm) jest cienka i makabrycznie twarda. Nie zauważysz tego w mieście, wybierając się poza nie – już tak. Trochę za daleko wysunięte do przodu i do góry podnóżki będą narzekać goście o wzroście powyżej 180 cm. Na dodatek kąt ugięcia kolan jest spory, co nie służy turystyce. Żeby jazda nie była rzeźnią, co 150 km trzeba zrobić przerwę.