Trzeba przyznać, że od naszego ostatniego dużego testu nawigacji, który wydrukowaliśmy przed trzema laty, zmieniło się bardzo wiele. Najważniejsi producenci – Garmin i TomTom – wypuścili na rynek nowe GPS-y. Przed rokiem Garmin zaprezentował Zumo 340 LM o zupełnie nowym designie, czym różni się od kanciastego poprzednika (seria Zumo 200).
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyświetlacz o przekątnej aż 4,3 cala. Oprócz tego postawiono na sprawdzone rozwiązania. Jeśli nie miałeś do tej pory problemów z obsługą Garminów, od razu dasz sobie radę z „340”. Menu pozostało czytelne, przejrzyste i, co najważniejsze, można je ogarnąć w parę chwil.
Mapy na życie
Kolejną dość istotną zmianę znajdziesz nie w, lecz na pudełku. Jest nią skrót LM (co znaczy „lifetime maps”). Tzn. do końca życia nawigacji będziesz mógł bezpłatnie zaktualizować mapy. To o tyle ważne, że po pierwsze są one drogie, a po drugie podczas policyjnej kontroli niebiescy mogą – przynajmniej teoretycznie – przyczepić się do pirackiego oprogramowania (jeślibyś takie miał).
Najmłodszy sprzęt, który wzięliśmy do testu, jest dziełem największego konkurenta Garmina, czyli TomToma. Jego GPS, jak na motocyklowy przystało, nazywa się Rider. Jest podobny do poprzednika, tyle że ma teraz większy wyświetlacz (przekątna 4,3 cala; poprzednik o nazwie Urban Rider miał 3,5-calowy ekran dotykowy). Co się zaś tyczy obsługi menu, symboli oraz grafi ki pojawiającej się na ekranie, również TomTom pozostaje wierny prostym rozwiązaniom. Czyli jeśli nie miałeś problemów z obsługą Ridera 1 i (Urban) Ridera 2, bez większego trudu dasz sobie radę z najnowszym TomTomem.
O tym, jak bardzo rynek high-techowej elektroniki ulega presji na obniżkę cen, świadczy to, że TomTom dał Riderowi dożywotnią (dotyczącą tylko jego) aktualizację map. Wgrana mapa pokrywa swoim zasięgiem Europę Środkową, a wartość dodaną stanowią główne połączenia dróg, szczególnie w Europie Wschodniej.
Jeśli nie nawigacja to co? | |
![]() |
Mam na myśli nie szybki telefon do przyjaciela, ratujący życie w samym środku niczego, lecz pomoc z nawigacji zamontowanej w telefonie. Na rynku pojawił się właśnie nowy smartfon Samsunga – Galaxy S4, który bez problemu można zamienić w podręczny GPS. Jego pięciocalowy ekran jest wykonany w technologii AMOLED, co oznacza, że jest znakomicie czytelny, niezależnie od tego, czy patrzysz na niego w pełnym słońcu, czy w środ-ku nocy polarnej. Rozdzielczość wyświetlacza to 1920 na 1080 pikseli (sporo!), czyli mniej więcej tyle, ile ma ekran przeciętnego laptopa. Dla porównania, zwycięska nawigacja w naszym teście – TomTom Rider – ma ekran o rozdzielczości 480 x 272 pikseli. Smartfon bez map znaczy niewiele, więc do telefonu dograj sobie na przykład mapy Google. Ten soft-ware ma wiele zalet. Przede wszyst-kim system operacyjny telefonu – Android – jest dziełem Google’a, więc nie powinno być problemów z kompatybilnością. Na dodatek mapy są dość precyzyjne. Obsługa nawigacji jest podobna do tego, do czego przyzwyczaiły cię klasycz-ne nawigacje motocyklowe. Czyli kilka dużych klawiszy na ekranie i różne sposoby nawigacji, np. punkt po punkcie czy jazda po mapie. Co więcej, jeśli korzystasz z blueto-othowego interkomu, bez proble-mu sparujesz go ze smartfonem, dzięki czemu komendy z cyklu „jeśli to możliwe, zawróć” będą ułatwiały jazdę w korku. Niestety, twój smartfonowy prze-wodnik oprócz wielu zalet ma rów-nież wady. Po pierwsze, Samsung S4 nie jest wodoodporny! Dlatego zanim zabierzesz go na motocykl i wrzucisz do tankbaga albo specjal-nej torby mocowanej na kierowni-cy, sprawdź, czy na pewno jest on dobrze zabezpieczony przed desz-czem. Telefon jest dość drogi, więc zamoczenie go podczas jazdy nie jest najlepszym pomysłem. Kolejna sprawa to bateria. Włączenie nawiga-cji zżera kolejne porcje energii tele-fonu, dlatego nie zdziw się, gdy po dojechaniu nocą do celu nie będziesz miał z czego zadzwonić do obsługi hotelu, prosząc o otwarcie drzwi. |
Kupić drogą czy tanią?
W dużych dyskontach znajdziesz nawigacje nawet w cenie poniżej 200 zł. Czym różnią się tanie nawigacje z supermarketu od dużo droższych markowych?
Ochrona przed wodą. Przede wszystkim nawigacje motocyklowe powinny spełniać standard ochrony IPX7. IP to skrót od international protection, co oznacza, że dane urządzenie spełnia pewien poziom ochrony. Jaki? To określają kolejne litery i cyfry. W naszym przypadku X7 oznacza, że nawigacja nie wpuści wody w czasie 30-minutowej kąpieli na głębokości 1 metra. Urządzenia, które zostały zaklasyfikowane do grupy X4 (ochrona przed pryskającą wodą), gorzej nadają się do zamontowania w motocyklach i podczas deszczu mogą ulec uszkodzeniu. Wszystkie odbiorniki w naszym teście zaliczają się do grupy IPX7.
Tracking. Dla wielu zapis przejechanej trasy (tracking) to obowiązkowy element nawigacji. Po powrocie do domu ślad można zgrać do komputera i mieć dokładne informacje, z jaką prędkością jechałeś na poszczególnych odcinkach, gdzie zatrzymałeś się na przerwę czy przekroczyłeś prędkość w mieście, w którym miejscu warto zatrzymać się na przerwę. Nie ma też problemu, żeby taki ślad udostępnić kumplom, wrzucając go do internetu.
Solidne mocowanie. Żeby nie zgubić GPS-a i/lub nie walczyć z obsługą kiwającego się odbiornika, trzeba solidnie przykręcić go do motocykla. Sprawdziliśmy w teście jeden z najlepszych i najpopularniejszych sposobów – RAM Mount. Jeśli szukasz dobrych rozwiązań, przejrzyj katalogi SW Motecha i Touratecha. Najlepiej, jeśli urządzenie będzie montowane w specjalnej stacji dokującej, wyposażonej w gniazdo zasilania.