Jeśli kręci cię jazda w sportowym stylu, najlepszym wyborem będzie najmocniejsze w tej stawce nowe Suzuki GSX-S 1000.
Recepta na każdy z tych motocykli – na Hondę CB 1000 R, Kawasaki Z 900 i Suzuki GSX-S 1000 – była prosta. Przede wszystkim sięgnięto na regał, na którego półkach leżały sprawdzone rzędowe czterocylindrowce, które zbudowały potęgę japońskich firm i które przez lata były synonimem mocy.
Oczywiście możesz nam zarzucić, że walka w tym teście jest nierówna, bo Kawasaki to tylko „900”. W pewnym sensie będziesz miał rację, bo jego silnik ma pojemność 948 cm3, podczas gdy Honda to 998 cm3, a Suzuki 999 cm3. Te silniki wyciskają moce odpowiednio: 125, 145 i 152 KM. Zatem różnica między największą i najmniejszą jednostką napędową wynosi 51 cm3 i 27 KM. Dużo to i mało. Moim zdaniem to, że dzisiaj te trzy maszyny pod względem mocy nie dorównują czołówce power nakedów, wcale nie jest ich wadą i pokazuje tylko, w jak błyskawicznym tempie zmienia się świat.
Test naked bike - trochę historii
Ta trójka postawiła na dobre i sprawdzone rozwiązania. Silnik Hondy bazuje na jednostce napędowej FireBlade’a SC57 z lat 2004–2007. Czterocylindrowiec Kawasaki Z 900 pochodzi z ostatniego zeta 1000. Ten z kolei wywodzi się z pierwszego nowożytnego zeta 1000 z 2003 roku. Oto następstwo pokoleń co się zowie!
Historia silnika GSX-S-a 1000 jest nieco krótsza. Bazuje on na jednostce napędowej GSX-R-a 1000 budowanego w latach 2005–2007. Oczywiście wszystkie te silniki zostały przez lata mocno dopieszczone. Niemniej z historycznego punktu widzenia nie są to całkiem nowe konstrukcje, choć reklamy mogą sugerować coś innego.
Postawienie na stosowane przez lata rozwiązania ma co najmniej jedną wielką zaletę – pozwala obniżyć cenę. Dlatego Kawasaki Z 900 kupisz za 44 900 zł, a na metce przy Suzuki widnieje cena 56 900 zł. W przypadku Hondy jest to 58 800 zł. Są to ceny za wersje podstawowe, tzn. kiedy w konfiguratorze nie zaznaczysz żadnego z dodatków.