Jest godzina 22.22, a termometr za oknem pokazuje 29°C. W taki dzień nawet jazda na motocyklu potrafi być męcząca. Bo co to za przyjemność stać pod światłami i czuć, jak strumień potu spływa po plecach. A jednak wcale nie musi być tak tragicznie. Wystarczy obrać jak najszybszą drogę z dala od rozgrzanego jak piekielny kocioł centrum miasta i rozkoszować się chłodniejszym powietrzem oraz krajobrazami podmiejskich mieścinek. W takich właśnie misjach idealnie sprawdza się najmniejszy z angielskich cruiserów.
Siła w prostocie
Gdy osiem lat temu Triumph przypuścił atak na rynek krążowników, celował wtedy głównie w amerykańską klientelę. Ten patent okazał się skuteczny. Powstały na samym początku tego tysiąclecia spadkobierca ścigających się po świecie maszyn z lat 60. dostał ponownie nazwę Bonneville. Dwa lata później posłużył on za bazę dla Ameriki. Oldskulowa konstrukcja pasowała jak ulał do cruiserowych klimatów. Wystarczyło dołożyć kilka krążowniczych smaczków i sukces murowany.
Co za dużo, to niezdrowo – wyspiarze zdają się znać to porzekadło, bo America nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest. Nie ma tu reflektora z parowozu, błotników rodem z ciągnika czy ociekających chromem podłóg, dźwigienek i innych najczęściej zbędnych dodatków. Nie oznacza to jednak, że ten sprzęt jest ubogi czy wątłej postury. Nic podobnego! Szeroka kierownica, wysunięte daleko do przodu podnóżki, wygodna kanapa czy obłe błotniki – cruiserowych atrybutów jest tu pełno, tyle że Anglicy znają umiar.
Trochę miodu
Zacznijmy od zalet. Americę można, a nawet trzeba pochwalić za zespół napędowy. Silnik z Bonneville’a otrzymał wał z wykorbieniami przesuniętymi o 270°. Dzięki temu, mimo że to rzędówka, pracuje jak V-ka. 865 cm3 nikomu dzisiaj nie zaimponuje. Jednak kto nie zamierza łechtać swego ego pojemnością, będzie mile zaskoczony. Ten piecyk pozwala na naprawdę dynamiczną jazdę. 72 Nm przy nieco ponad 3000 obr/min robi świetną robotę, a w połączeniu z zaskakująco precyzyjnie działającą skrzynią biegów potrafi dać masę funu. Zawieszenia również nie wymiękają za szybko i zestrojono je raczej pod kątem lepszego prowadzenia niż komfortu. Jeśli to wszystko połączymy ze sztywną jak na tę klasę ramą i doprawimy dużym prześwitem w złożeniu, wynikiem może być tylko rogal na twarzy bikera.
Ten sprzęt naprawdę nieźle się prowadzi i potrafi zaskoczyć neutralnością w zakręcie. Gdyby nie przedpotopowe opony Metzelera, niepozwalające w pełni wykorzystać potencjału maszyny, uśmiech owijałby się dookoła głowy. Pochwała należy się również za hamulce. Nie są to wprawdzie sportowe żylety, jednak potrafi ą zapewnić godziwe opóźnienia.
![]() |
![]() |
Tak sterczące wiązki przewodów psują wprawdzie wygląd, na szczęście nie szkodzą frajdzie z jazdy. |
Tylna lampa, mimo iż pasuje do całości, nie przemawia do mnie swym kształtem. Podoba ci się? Zapraszam do dyskusji na forum - link |
Trochę goryczy
America, jak każdy motocykl, nie jest ideałem. Do wad z pewnością trzeba zaliczyć praktycznie niewidoczne kontrolki na chromowanej, plastikowej atrapie konsoli na zbiorniku paliwa. Kontrolkę kierunków można przeżyć, bo mocowane na kierownicy migacze są dobrze widoczne, jednak kontrolka smarowania, jeśli ma zaświecić, lepiej, aby stało to nocą.
Do wad można zaliczyć pomalowaną na czarno miękką blachę, będącą stelażem prędkościomierza. Nie dość że trąci myszką, to jeszcze zegar trzęsie się na niej jak galareta. Obsuwą jest również sposób, w jaki poprowadzono wiązkę kabli na kierownicy. Wkurza, że maszyna czasem lubi zgasnąć przy szybkim dodaniu gazu na postoju. I ten cholerny pręt we wlewie paliwa, przez który wszystko zachlapujesz benzyną!
Grunt to fun
Przy takich bajerach, jak ręcznie malowane litery w emblematach na zbiorniku paliwa czy logotypy na każdym z podnóżków, trochę dziwią te niedociągnięcia. Są to jednak przypadłości, które nie mają większego wpływu na radość z jazdy. A ta przecież jest najważniejsza.