Przekonałem się o tym w czasie wyprawy do Maroka. Zamiast piasków Sahary i wydm były góry, mróz oraz ponad metr śniegu… Nie zabrakło jazdy po krętych drogach, autostradach, dziurawych jak nieszczęście bocznych dróżkach i w terenie.
Przede wszystkim, w porównaniu z poprzednikiem zauważysz różnicę w pozycji – jest tu wygodniej. Docenisz dość wygodną, elektrycznie podgrzewaną, kanapę. W połączeniu z podgrzewanymi manetkami dosłownie ratowała ona skórę.
Silnik od strony mechanicznej pozostał bez zmian. Zmieniono przełożenia skrzyni biegów (skrócono jedynkę, a resztę nieco wydłużono). Dzięki zmienionej elektronice osiągi są dostępne na niższych obrotach. Niemniej silnik nadal nie ma nic przeciwko kręceniu go odcinki. W terenie nie będziesz narzekał na nagły wzrost wartości momentu obrotowego – osiągi są przekazywane liniowo. Jedynie gwiżdżący dźwięk z wydechu może nieco rozczarowywać.
Pod względem elektroniki Angole się przyłożyli - przejęto ją z Tigera 1200. W Maroku najbardziej doceniłem tryb off-road pro – pozwala on na zaskakująco widowiskową i szybką jazdę w terenie, jednocześnie dbając o bezpieczeństwo kierownika. Całą elektronikę w każdej chwili możesz wyłączyć (kontrolę trakcji oraz ABS na oba koła). Robotę robią również seryjnie zakładane opony Pirelli Scorpion Rally. Zawieszenia dają radę nawet pod ciężkim kierowcą – ale pod jednym warunkiem, że nie wyciskasz z motocykla maksimum jego możliwości.
Czytelność zegarów (wyświetlacz TFT) to wysoki poziom – nie będziesz narzekał ani po zmroku, ani w pełnym słońcu. Do obsługi trzeba się przyzwyczaić – nawigacja przez menu nie jest najprostsza, ale do ogarnięcia. Podobnie na początku zamiast kierunkowskazów będziesz przełączał funkcje w kokpicie – joystick dość nieszczęśliwie umieszczono pod lewym kciukiem.
Pełen test znajdziecie w kolejnym wydaniu miesięcznika MOTOCYKL – nr 4/2018.